sobota, 6 lipca 2013

Rodział XLVII - koniec bitwy-

Z dedykacją dla Klaudii ;*
---
Biegłam razem  z Thalią w stronę Olimpu.  Przed oczami miałam Ninę i jej okropną ranę.   Nie mogłam normalnie myśleć wiedząc że mój brat umiera a przyjaciółka cierpi.
-Jak gdzieś zobaczysz Phila to od razu mów , dobrze?- poprosiła szybko Thalia a ja przystałam. Phil… jeszcze tylko Phil nie cierpi z najbliższych mi osób. Chyba… zaraz! Nie! Phil nie jest mi bliski! Jest draniem. Tyle w tym temacie.
Wpadłyśmy do budynku a następnie do windy. Thalia zaczęła nerwowo przyciskać  wszystkie kropeczki , po sto razy . Przez otwarte drzwi zobaczyłam dziewczynę. Znałam ją. To była Evelyn , córka Afrodyty. Odeszła z Obozu parę miesięcy po Luke’u i od razu dołączyła do Kronosa. Była zakochana w Luke’u a mnie osobiście nienawidziła za naszą przyjaźń.  Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się wrednie a ja w tedy upadłam na podłogę.
-Adara!- zawołała Thalia ,niestety nie zdążyła mnie chwycić i uchronić przed upadkiem. 
Evelyn utkwiła we mnie swój wzrok. Miała dar : symulowanie ludzkimi  wspomnieniami i  strachem.
Co ja zobaczyłam? Na samym początku  , samą siebie jak całuje Petera. Obok płacząca Nina wyzywająca mnie od najgorszych. Ale to nie tego bałam się najbardziej. Że nie powstrzymam się i pocałuje Petera. Ona to wyczuła i po chwili pisnęłam z zewnętrzne bólu. Ciemność. Martwe ciała. Zabity Phil. Cierpiąca Nina. Peter wykrwawiający się na śmierć. Rozerwane ciało Luke’a i wychodzący z niego Kronos. Tego najbardziej się bałam.
-Ad!- powtórzyła Thalia , policzkując mnie.
-Ała!- zawołałam , gwałtownie się budząc- Thalia , idiotko!
-Obudziłaś się.- stwierdziła z ulgą. Wówczas winda się zatrzymała. Tam spotkaliśmy Grovera , Percy’ego oraz Annabeth. A dalej Kronos niszczył wszystko po kolei.- Chodź , szybko!
Niszczył wszystko. Po kolei. Olimp zaczął wyglądać jak miasto wojny.
-Zapłaci za to.- powiedziała córka Zeusa widząc jak świątynia Artemis legła w gruzach. Kiwnęłam głową.
-O zapłaci.- potaknęłam. Artemida była wspaniałą boginią. Nie matką. Ale i tak nie pozwalałam niszczyć jej honoru. O nie ze mną te numery.
W tedy pękł łuk a wielki posąg Hery omal nie przygniótł by Jackona , gdyby nie szybka reakcja Thalii. Na jej życzenie pobiegliśmy dalej. Kronos buszował już w Sali Tronowej. A tam była duma olimpijczyków. Ich trony. Też mojego ojca. ZABIJE jeśli cos mu się stanie. A Kronos darł się zadowolony z samego siebie. Towarzyszył mu Ethan Nakamura.
Czas mijał szybko.
Walka.
Percy vs Kronos.
Melodyjka Grovera.
A ja mam zaledwie przebłyski wspomnień. Pokaz Kronosa dotyczący zniszczenia cywilizacji. Ja odpierałam atak z zapuchniętym okiem . Był jeszcze jeden heros i to ja właśnie z nim walczyłam.
Ethan zginął.
Nagle do akcji wkroczyła Annabeth. Ja byłam ugięta pod ciężarem miecza przeciwnika , a nikt nie mógł mi pomóc.
Kiedy go pokonałam? Gdy Annabeth leżała zraniona . Ja wszystko zrozumiałam. Jak ona. Przeklęte ostrze. Sztylet córki Ateny.
Nie mam pojęcia jak. Kronos patrzył na ciało Annabeth i powoli dochodził do siebie. Jednym ruchem , wyciągnęłam strzałę z kołczanu i wbiłam mu w serce. Heros upadł na mnie martwy. Przygniótł mnie swoim ciężarem , ale nigdy nie byłam tak zdeterminowana. Posejdon szedł do działań zbrojnych.  MUSIELIŚMY TO WYGRAĆ.
-Luke , proszę obudź się!- zawołałam. Chwyciłam go za ramię , a ten wówczas chwycił ją i rzucił na tron Aresa. Czując uderzenie , z oczu wypłynęły mi łzy. Ból był tak okropny , że aż się rozpłakałam. Dotknęłam tył głowy i spojrzałam na zakrwawione palcami. Łzy spływały mi obficie po policzkach. Poczułam jak krewa spływa mi po ramieniu. Koło mnie leżała już Annabeth. Spojrzałam z bólem na Luke’a- Proszę…
Obudził się. Powrócił mój Luke. Po chwili , byłam gotowa aby usiąść. Przepowiednia się musiała spełnić. To Luke był TYM herosem. Przebił swoje ramie przeklętym ostrzem- sztyletem Annabeth.
Tylko dlaczego ona go okłamała? Kochała go w wieku dwunastu lat , a wówczas zaprzeczyła. Czemu kłamała?
-A ty?- spojrzał na mnie.
-Tak.- powiedziałam zgodnie z prawdą- Kochałam cię. Bardzo długo , jako brata ale… w chwili gdy odszedłeś na prawdę cię kochałam. Jako brata ale kocham.
I delikatnie ucałowałam go w policzek.
-NIE!- do Sali wpadła Nina. Jej rana wyglądała tak samo groźnie , jednak blondi była wówczas pełna sił. Za nią wbiegł Peter , gdy ta już klęcała przy Luke; u- Nie , nie , nie Luke nie umieraj!-zawołała- Proszę cię , Luke!
Nie tylko ja byłam zdziwiona tymi słowami.
-Myślałem że mnie znienawidziłaś…- wyszeptał.
-Ale nie , aż tak by patrzeć jak umierasz!- zawołała , a po jej policzku zapłynęła łza- byłam po prostu na ciebie wściekła! Ale zawsze cię kochałam Luke , jesteś dla mnie jak brat!
-Wy…wybacz że cię tak zraniłem- wychrypiał.- Powiedz że przyjmujesz przeprosiny.
-To aj cie przepraszam za to , co o tobie mówiłam- odparła szybko- Byłam pusta i głupia i…
-Nie , Nina.- zaprzeczył  Luke- nigdy nie byłaś głupia. Zawsze będziesz najmądrzejszą blondynką jaką kiedykolwiek poznałem. Tylko powiedz że przyjmujesz przeprosiny.
Kiwnęła głową z uśmiechem.
-Spotkamy się jeszcze.- obiecała- założę się że dołączę do ciebie , szybciej niż myślisz…
-Nina..- powiedział Peter- nawet tak nie mów.
Luke spojrzał na Petera.
-Bracie.- powiedział- Ad mi o tobie opowiadała… pilnuj porządku.
Peter kiwnął głową.
-Obiecuję.- powiedział spokojnie.
Luke się zakrztusił  i spojrzał na mnie.
-Pozdrów Phila- wychrypiał Luke- i poproś go aby przeprosił wszystkie te dziewczyny. On… będzie wiedział o co chodzi.
Kiwnęłam głową , hamując łzy. Ten zwrócił się z ostatnimi słowami do Percy’ego.
-Kocham cię Luke.- wyszeptałam , kładąc mu głowę na piersi gdy wydawał ostatni dech. Kochałam go. Zawsze. Raz jako brata , raz jako chłopaka. Ale zawsze kochałam. Bo on nigdy nie zdradził mojego serca.
***
-Adara Black.- powiedział ojciec. Zostałam wyczyta jako przed ostatnia. Tuż po Annabeth , a został jeszcze Percy. Klękłam przed jego tronem.
-Wykazałaś się wielką lojalnością oraz odwagą- powiedział- dynamicznie zmieniałaś postawy , będąc odpowiedzialną , początkowo za atak główny a następnie za łuczników. Nie zdradziłaś nas , przy czym bardzo zwiększyłaś swoją pozycję wśród nas.  Tak więc mianujemy cię głównym organizatorem broni oraz naczelną łuczniczka Olimpu. Masz jeszcze jakieś prośby? – po czym dodał cicho- jakie prośby , już jest nieśmiertelna…
Przerwałam mu.
-Chcę się wyrzec matki.- powiedziałam głośno i wyraźnie. Następnie spojrzałam na nią.- Przepraszam. Ale … przytoczę tu twoje słowa. ‘Nie umiem cię pokochać’.
Oczy Artemis były wielkie i szklane. Jakby zastanawiała się czy płacz , będzie dobrą reakcją na tą wiadomość.
-Adaro…
-To tak jakby wziąć porzucone wcześniej szczenię , z domu w którym miał kochających przyjaciół i oczekiwać że pokocha matkę , której nawet nie pamięta.- zmarszczyłam brwi- ja jestem istotą o rozumie ludzkim i zrozumiałam co mi powiedziałaś. Jednak ten szczeniak nie poznał by matki i traktował jak… można by nawet chyba powiedzieć ‘znajomą’- podniosłam wzrok- jesteś świetną boginią . Dla mnie wzorem. Jednak jesteś beznadziejną matką . Nie umiem cię pokochać.
Artemida po kolei analizowała , moje słowa po czym zaczęła mówić.
-Rozumiem cię.  Nie umiałam cię kochać , dlatego oddałam cię pod opiekę Chejrona. Wiedziałam że tam będzie ci lepiej i w jakimś stopniu będziesz szczęśliwa. Nie mogłam pozwolić jednak na twoją śmierć  , dlatego cię uratowałam… nie spodziewałam się że pojawi się również Ares. Mówiąc ci o tym że jesteś Córką Bogów , skazałam cię na … zapewne niechcianą nieśmiertelność. Przepraszam. Masz rację. Nie umiem być matką , jednak pragnę byś mi wybaczyła wszelki ból jaki wyrządziłam ci.
Ares patrzył na to wszystko z szeroko otwartą buzią.
-Przyjmuję je.- odparłam. W Sali panowała błoga cisza.- Bo jesteś naprawdę wspaniałą boginią. Ale jako matkę , po prostu cię nie chcę. Wyrzekam się ciebie , Artemido , jako matki.
Nad moją głową pojawiła się strzała. Następnie zajęła się ogniem i znikła. Od tamtego momentu byłam tylko i wyłącznie córką Aresa , który coś tam mruknął. Artemida się do niego uśmiechnęła.
-Ale musisz wiedzieć że mimo to , jesteś nieśmiertelna- wyszeptała bogini- Możesz kontrolować , swój wiek , zmieniać czy będziesz nastolatką czy już… nie pierwszej młodości. Umrzeć możesz jedynie w walce , lub sama je sobie odejmując.
-Dziękuję za informację.- odparłam zimno.
***
Wpadłam do szpitala. A właściwie… kostnicy. Były już tam jedynie , te martwe ciała. Dziewczyny , które wcześniej ratowały życie teraz , mówiły Arthurowi i Jamesowi , gdzie maja dać dane ciało. Każde zwłoki były przy znaku swojego rodzica (dzieci Afrodyty leżały ze sobą , Demeter ze sobą itp.). Odruchowo spojrzałam na znak ojca. Leżała tam Amber  oraz moich dwóch braci.  Karlosa oraz… Paula. Leżał z uśmiechem na twarzy. Przełknęłam ślinę i otarłam łzę z policzka.
Nadal szukałam Phila.
Znalazłam go. Jako jeden z nielicznych został przewieziony do szpitala. Jedna córka Afrodyty , miała amputowany palec , po czym wyszła. Syn Hefajstosa umarł.  W szpitalu leżał tylko syn Apolla.
Siedziałam z nim , ciągle podobnie jak wielu obozowiczów. Nie wiedziałam dokładnie co mu się stało , nie chciał opowiadać. Usłyszałam jedynie że coś go przygniotło i uszkodziło narządy wewnętrzne. Nic więcej…
***
Jakimś cudem Phil uprosił Petera i Ninę by poszli spokojnie na kolację. Mnie już nie. Trzymałam go za rękę i opowiadałam o słońcu , łąkach , falach morza… o najprzyjemniejszych rzeczach na świecie. Bardzo nie chciałam żeby umarł. Straciłam Apolla , Luke’a… nie mogłam też Phila.
Podczas owej kolacji , opowiadałam mu o tym jak piękny jest dźwięk wiatry w polu , gdy zboża się uginają a w sadzie pachnie owocami.  Nagle usłyszałam krzyk podniecenia. Spojrzałam na okno , jak obozowicze wrzucali Percy ’ego i Annabeth do wody.
-Spójrz na mnie.- wyszeptał Phil Zrobiłam to , a ten wówczas dotknął mojej twarzy- jesteś najwspanialszą dziewczyną świata. Znajdź sobie kogoś , dobrze? Bądź szczęśliwa. Obiecaj mi to , błagam…
-Przysięgam.- podparłam szybko. Ten się uśmiechnął i wyszeptał abym przekazała Peterowi i Ninie że ich kocha. Następnie zaczął zamykać oczy.- Phil , nie , proszę!
Nie… on nie mógł umrzeć. Po policzku ponownie popłynęła łza.
-Zaśpiewaj mi hymn Polski- poprosił z uśmiechem , nadal dotykając moich policzków.
-Fałszuję…
-Jeszcze Polska…- zaczął , a ja do niego dołączyłam- Niż ginęła , póki my… my żyjemy. Poczułam jak jego mocna dłoń powoli , traci uścisk. On umierał.

Kontynuowałam zadławiona płaczem. Wypełniałam jego ostatnią prośbę , a gdy skończyłam , zawyłam z bólem , kładąc głowę na jego lewej piersi , mając nadal w sobie nadzieję że usłyszę bicie jego serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz