niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział IX -trening-

-Co to było?!- zapytałam gdy Atena i Ares do nas podeszli- Czemu nie mogłam go zaatakować? Co się stało?
Nikt mi nie odpowiedział
-Adara ma rację- szepnął Phil- co się stało?
Nadal nikt nie odpowiadał
-Jest pewne wyjaśnienie- powiedział w końcu Chejron
-Jakie?- zapytałam równocześnie z Philem
-Nie spodoba wam się to wyjaśnienie. A szczególne tobie , Adaro- Chejron spojrzał na mnie
-No ale jakie?- zapytałam wściekła
Zapadła chwila ciszy
 -To było bardzo.... dziwne- odezwał się w końcu Phil
-Nie no, gratuluję bystrości!- powiedziałam sarkastycznie
-Słuchaj Adara,- Phil podszedł do mnie zły i chwycił mnie za łokieć. Nie wyrwałam mu się bo, patrzył mi prosto w oczy a ja mu. Moja twarz nie miała wyrazu, chociaż byłam wściekła-okey, wiem że oboje ze sobą nie przepadamy ale nie przesadzajmy jasne? Ja się wściekam, ty się wściekasz. Ja się w tedy śmieje a ty mnie w najlepszym razie wyzywasz, jednak są granice. A ty właśnie teraz te granice przekroczyłaś! To co się przed chwilą stało... To nie było normalne! Ty powinnaś wygrać!
-Puść mnie -powiedziałam szybko i zdecydowanie
-Co? To ja ci taki morał prawie, a ty mi z czymś takim wyskakujesz?!
-Puszczaj mnie w tej chwili- syknęłam nadal patrząc mu w oczy.
- Wykaż trochę kultury, córko boga wojny-powiedział siląc się na spokojny ton. Ale wiedziałam że krew go zalewa-W ogóle czemu jesteś... taka? Zimna i...
-A niby jaka mam być?!-krzyknęłam wściekła-Jaka? Milutka i słodziutka niczym Amelie?! Myśl człowieku zanim coś powiesz! Z ojcem widuje się raz na kilka lat a matka ma mnie w nosie! Nigdy mi nie dała znaku życia! Ty wiesz z czym mnie znaleźli Luke, Thalia i Annabeth? Oni mnie znaleźli samą, skuloną w jakiejś dziurze w lesie,rozumiesz?! Miałam ze sobą tylko mała karteczkę! Wiesz jakim?! Adara, 6lat! Dowiedziałam się tylko jak mam na imię i ile mam na lat ! Wychowała się w Obozie! Ty jesteś po prostu głupi! A tak à propos to co ty sobie wyobrażasz! Że możesz mi dawać kurs wychowania! Masz tyle samo kultury co ja! Więc się już debilu zamknij i pomyśl dwa razy zanim się odezwiesz prawiąc mi morały! O ciebie matka dba, nic nie wiesz o życiu-wykrzyczałam a w oczach miałam łzy. Nikomu w życiu (chyba) aż tak nie wygarniłam. Wszyscy się na nas patrzyli. Uświadamiając sobie fakt, że razem z tym debilem jestem w centrum zainteresowania, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam- trenujmy dalej.
Usiadłam na ławce i odłożyłam miecz na bok. Schowałam twarz w dłoniach i zamknęłam oczy. Byłam nieświadoma wszystkiego co się dzieje. Nie zauważyłam nawet gdy, ktos koło mnie usiadł
-Adara,-szępneła Annabeth- pochłuchaj...
Nie chciałam jej słuchać. Wstałam i poszłam w stronę Chejrona żeby usłyszeć kto wygrał. No ale Annabeth nie chciała mi dać za wygraną.
-Nie, Adara! Czekaj!-pobiegła za mną
-Annabeth, daj mi spokój- rzuciłam w jej stronę
-Mowy nie ma! Adara, ja chce ci pomóc! -na te słowa, przystanęłam. Co oni wszyscy mają z tym, pomaganiem mi??
Annabeth chwyciła mnie za ramię i pogłaskała po plecach
-Dzięki,ale nieskorzystam.
-Ale Ada...
-Nie, Annabeth!-odwróciłam się w jej stronę. W oczach Annabeth malowała się troska. W tamtej chwili przypominała mi Nine. Obie się po prostu chciały mi pomóc. To ja odtrącałam tą pomoc... Tylko raz gadałam o tym z Niną i Annabeth. W tedy Eris doprowadziła mnie do płaczu. To przez właśnie tą kłótnie tak ją nienawidzę. Krzyczała że jestem tylką smarkulą-córkom Aresa i nic dziwnego że matka mnie wyrzuciła do lasu, jak zwykły,bezwartościowy śmieć. A moja matka była pewnie jakąś szmatą ze slumsów, która nie miała na czynsz i puszczała się z byle kim za grosze.
Dobrze przyjmowałam samokrytykę, ale to była gruba przesada. Może i nie mam kultury i jestem rozwydrzoną córą Aresa ale nikt, powtarzam NIKT nie ma prawa wspominać w taki sposób o mojej matce....kimkolwiek ona była.
Pamiętam ten dzień, jakby wydarzył się wczoraj. Dziewczyny mnie pocieszały i uspakajały. Jestem im za to bardzo wdzięczna- pokazały że to one są moimi przyjaciółkami. Po chwili przyszła też Clarisse. Też mi pomogła... Ale Phil też przegioł. Chociaż jego gadka nie była aż taka jak Eris.
 -Posłuchaj- zwróciłam się do niej- cenie sobie twoją pomoc,ale ten śmieć przesadził. Sama go przecież słyszałaś... Ma matkę, i to jaką! Patrica Wilcox -idolka milionów nastolatek, cały czas piszą o niej tych kolorowych pisemkach które czytają dzieci Afrodyty.
-Dobrze wiesz że te gazety to stek kłamstw, prawda?
-Oczywiście że wiem-burknęłam- chyba że Katy Perry ma słonia który śpiewa jej kołysanki na dobranoc
Annabeth uniosła wysoko brwi
-To było żałosne- stwierdziła z niesmakiem w głosie
-Nie do mnie wąty tylko do naczelnej ,,Modnych Herosów".
-Wracając do tematu... O matce Phila też nie piszą całej prawdy.
-Jakiej prawdy..?- zapytałam, ale nie dane było mi usłyszeć odpowiedzi
-Annabeth! Adara! Chodźcie! Koniec przerwy!- krzyknął Chejron
-To była przerwa?-zapytałam
-A nie wydało ci się dziwne że Percy nie walczy z Philem?
-Racja.
Tylko z Percy'm zremisowałam. Z resztą wygrałam. Ale jestem zadowolona z walki z Jacksonem. On jest na serio dobry w te klocki,a mi też szło dobrze.
-Wyniki z walki na miecze-ogłosił Chejron po krótkiej naradzie z Ateną i ojcem.- Pierwsze miejsce,i 9.5 punktów na 10- Percy Jackson! Drugi miejsce miało potrójny remis. A więc 9 punktów dostają-Phil Wilcox Clarrisse la Rue i Adara!-drugie miejsce.... Może być.- Trzecie miejsce i 7.5 punków- Annabeth Chase! W końcu ostatnie miejsce, mające 5 punktów...
-Jakimś cudem-mruknął Ares
-... Oliver Miller! Wszyscy spisaliście się świetnie. Teraz pora na strzelanie z łuku!
 Ucieszyłam się. Z strzelaniu,tylko Phil był dla mnie przeciwnikiem. Idąc po łuk, poklepałam Jacksona w plecy, na znak że mu gratuluję. Wzięłam pierwszy łuk, który wpadł mi w ręce i kilka strzał. Nagle zauważyłam Millera. Był bardzo przygnębiony i prosił Phila żeby podał mu jakiś dobry łuk.
-E, Miller-zaczepiłam go- było dobrze, nie martw się.
-Ta akurat-mruknął- dobrze że Annabeth się zlitowała i pozwoliła mi z remisować.
-Słuchaj Miller. Ty źle nie walczysz...
-Naprawdę tak sądzisz?-kiwnęłam głową,ale to nie pomogło-to dlaczego mi tak źle poszło.
-Ty jesteś niezły Miller, ale po prostu my jesteśmy lepsi-wzruszyłam ramionami
Phil,który stał koło nas, wybuchnoł śmiechem
-Nie pomagasz-mrukną Oliver
-Chciałam dobrze-odparłam i poszłam w stronę Chejrona
-Wszyscy mają łuki?-zapytał Chejron- Dobrze. Pójdziemy w porządku alfabetycznym. Annabeth,proszę bardzo. Możesz wybrać miejsce, skąd będziesz strzelała.
Pokazał najpierw na tarczę, a następnie na trzy naklejki w kształcie litery H. Każde w innej odległości od tarczy. Najbliższa litera H, była w odległości 5metrów od tarczy, druga chyba 7.5 metra a ostatnia 10 metrów.
Córka Ateny stanęła przy środkowej H i wycelowała w tarczę. Trafiła w granice białego i czerwonego pola. Całkiem dobrze, bo skład kolorów tarczy był taki;w środku białe, później był czerwony a na końcu granatowy, w samym środku była jeszcze mała czarna kropka.
Annabeth spojrzała niezadowolona na tarczę, a później na mnie. Pokazałam jej kciuk w górę, bo to był dobry strzał. Nie dość że dobre miejsce to jeszcze strzała była naprawdę dobrze wbita. Córka Ateny jednako westchnęła i zeszła na bok.
-Kolej na, Percy'ego.
Syn Posejdona westchnął ciężko i z kwaśną miną podszedł do najbliższego miejsca. Wypuścił strzałe... O ile można to tak nazwać. W każdym razie, powinien się trzymac walki na miecze. Strzała poszła w bok i trafił prosto między głowy Aresa i Ateny. Phil, Clarisse, Oliver i Annabeth wybuchli śmiechem. Ja przez kilka sekund stałam jak wryta ale dołączyłam do reszty i zaczęłam się śmiać. Nawet Jackson po chwili zaczął się chihrać. Atena się minimalnie uśmiechnęła, podobnie jak Chejron. Tylko Ares spojrzał wilkiem na Jacksonem i warknął na niego
-Uważaj co robisz Jackson...!
-Bo co?- zapytał wyzywającym tonem
Wszyscy przestali się śmiać. Ares wstał z miejsca. Zapadła cisza
-Powtórz leszczu.
Jackon chciał zapewne jeszcze coś powiedzieć, ale zobaczyłam jak oboje dobywają miecza.
-Ani słowa Jackson-syknęłam-uspokój się jasne? Ty też- spojrzałam na ojca.
-Dobrze...-powiedział. Ares z uśmieszki
-Łatwo poszło-stwierdziłam zdziwiona
-Ale pod jednym warunkiem- dodał ojciec
-Albo nie tak łatwo-mruknęłam
-Jeśli Jackson -powiedział Ares-mnie przeprosi,to zapomnę o tym incydencie.
-W życiu cie nie...-zaczął Percy ale przerwałam mu spojrzeniem
-Nie wkurzaj mnie Jackson-warknęłam-Już! Jedno słowo i będzie z głowy!
-Sorry- powiedział szybko i niezdecydowanie
-Oliverze, pora na ciebie-powiedziała Atena chcąc załagodzić atmosferę.
Oliver wcelował w czerwone pole, blisko białego.
-Zapraszam Clarisse
Clarisse wycelowała w czerwone pole, granice z białym
-Phil Wilcox
Phil zajął ostatnią H i wycelował prosto w czarną kropkę. Rozległy się oklaski.
 -Sorry mała ale- Phil chwycił mnie w pasie- pierwsze miejsce jest moje. Może od razu się poddasz?
Prychnęłam i syknęłam
-Ja się NIGDY nie poddaje.
-Chodź Adara*- powiedział Chejron.
Stanęłam na miejscu gdzie przed chwilą stał Phil. Wycelowałam i wzięłam głęboki oddech.
 Sekunda, gdy moja strzała leciała wydała mi się godziną. Przymknęłam oczy a gdy je otworzyłam, moja strzała...
-Wow-powiedziała Clarisse, a Phil podszedł do tarczy z strzałami i patrzył się zszokowany na mój strzał. Sama stałam w miejscu i miałam szeroko otwarte oczy. Właśnie oddałam swój najlepszy strzał w życiu. Albowiem moja strzała przeszyła strzałę Phila i uderzyła w sam środek tarczy.
Nagle Chejron zaczął klaskać. Następnie Atena wstała z miejsca i również zaczęła klaskać. Następnie dołączyli do nich Annabeth, Percy i Clarisse. Ojciec i Oliver też dołączyli do aplausu. Tylko ja i Phil nie byliśmy do niczego zdolni.
-To niemożliwe-powiedział Phil i spojrzał na mnie-Jak ty to...? Jak ci się udało...
-Nie mam pojęcia- wydusiłam wreszcie po czym się uśmiechnęłam-No ale... to było dobre, przyznaj to synu Apollina.
Zrobił kwaśną minę, ale mruknął
-Gratuluję Adara.
Oklaski (nareszcie) się zakończyły.
Chejron, Ares i Atena zaczęli krótką naradę.
-Punktacja, tak jak poprzednio, jest od 1p. do 10. - powiedział w końcu Chejron-Wynik jest następujący:
Pierwsze miejsce i 10 punktów-Adara!
Drugie miejsce i 10 punktów-Phil Smith.
Rozległy się szepty. W tym moje oczywiście. Oboje mamy po 10p. a przecież to ja wygrałam.
-Wyjaśnie tą kwestie później-powiedział głośno Chejron-wracając do rzeczy; trzecie miejsce z 8 punktami należy do Annabeth Chase! Czwarte i miejsce oraz 6.5 punktów- Clarisse ka Rue a 5punktów i piąte miejsce należy do Olivera! Ostatnie miejsce i 3 punkty (za zdezorientowanie) Percy! A co do sprawy z Adarą i Philem. Oboje wcelowaliście w środek, a więc należy wam się 10 punktòw. Jednak to co zrobiła Adara było świetne, więc dostaje dodatkowo 5punktów.
Uśmiechnęłam się. Miałam świetne wyniki.
-Teraz zapraszam wszystkich tutaj- powiedziała Atena. Podeszliśmy- Ze względu na drugi wers przepowiedni, musicie potrenowac prace w współpracy. Trójka z was wylosuje sobie parę. Losować będzie: Annabeth, Phil i Oliver. Zapraszam...
Trójka podeszła do mojego ojca, który trzymał w rękach, trzy słomki w których było po jednej karteczce. Pierwszy wyciągnął Phil. Modliłam się źebym nie musiała z nim być. Ale on na mnie spojrzał i westchnął. Przeklnęłam cicho.
-Skoro wylosowaliście, możecie teraz pójść do swej pary.
Jak tylko zobaczyłam że syn Apolla do mnie podchodzi, przymknęłam na sekundę oczy. Poczułam jak ktoś mnie dotyka. Otworzyłam oczy ale koło mnie nie było Phila. Stał on koł Clarisse, a koło Jacksona byL jego brat. -Dzięki bogom- uśmiechnęłam się do Annabeth.
-Wszyscy już macie pary? Dobrze.-Atena spojrzała kolejno na każdego z nas. - wasze zadanie ma charakter intelektualny. Musicie rozwiązać zagatkę.
-Jaką?- zapytał Phil
-Głupie pytanie-prychnęłam- to ma być ZAGADKA, geniuszu! Co, może jeszcze rozwiązanie chcesz usłyszeć?
-Zamknij się, mała- wycedził
-Bo co mi zrobisz?! Dobrze że mnie nie wylosowałeś! Minuty bym z tobą nie wytrzymała!
-I nawzajem!
-SPOKÓJ!!-wrzasnął ojciec- Oboje się zamknąć i słuchać Ateny,zrozumiano?!
Nie czekał nawet na odpowiedź.
Atena wyjaśniła że w skrzyniach jest ukryty klejnot, a my musimy go zdobyć. Ale to nie takie proste. Wieko skrzyni miało kratki, takie jak w krzyżówce, tyle że z drewna. W większości kratek były jakieś rzeczy. Na przykład w jednym były flakoniki.
Pierwsi wystartowali Synowie Posejdona. Liczył się czas. Oni użerali się z tym kwadrans. W końcu z kilkoma bąblami na twarzy, udało im się.
-Idziemy?- zapytałam się Annabeth. To ona była mózgiem całej operacji. Ale miałam szczęście że byłam z Annabeth. Ona miała inteligęcje a ja spryt. Będzie dobrze.
-Tak...-mruknęła-Chejronie, zgłaszamy się jako druga para.
-Świetnie. Kto z was dowodzi w duecie?
-Ona- odpowiedziałyśmy równocześnie.
-Tak na serio to Annabeth- powiedziałam
-Jesteś pewna?- zapytała dla upewnienia.
-Tak.
-A więc Annabeth dostaje dodatkowo 2p
.-Później pogadamy Okey? -zapytałam cicho-Mam sprawę.
-Jaką...?
-Później ci opowiem.
Poszło nam dobrze. Na 10p.zyskałyśmy 7. Na koniec był jeszcze tor przeszkód.
-Sądzę że jesteście już gotowi, na jutrzejszą... A raczej dzisiejszą prezentacje. Ale musicie wiedzieć, co kto zademonstruję. A więc, walke na miecze prezentowac będą; Percy i Clarisse. Zagadkę rozwiąze Annabeth i Oliver a strzelać z łuku będą Adara i Phil. Teraz zapeaszam do łóżek. Są tu sypialnie dla dziewcząt osobno i chłopców osobno. Miłych snów.
Chejron pokazał nam gdzie będziemy spać i poszedł porozmawiać z ojcem i Ateną.
Byłam już wykąpana (w sypialniach były łazienki) i ubrana w piżame, a włosy upiełam w niedbałym warkoczu. Było koło wpółdo szóstej rano, ale zapomniałam że zodtawiłam łuk w Sali, a chciałam go mieć przy sobie. Wziełam łuk, i chciałam już wracać ale usłyszałam jak ktoś wchodzi do Sali przez korytarz prowadzący do sypialni a drugi ,,ktoś" już otwierał drzwi. Schowałam się w rogu Sali. Pierwsze otworzyły się drzwi od korytarzu od sypialni. Do Sali weszła Clarisse

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział VIII -rozmowa z bogami-

-Uważam że te dzieci powinny jeszcze poćwiczyć- powiedziała od razu Atena, jak tylko weszliśmy do Wielkiego Domu
-Potrafisz humor popsuć- żachnął Ares- Powinni jechać jak najszybciej...
-Wojna to nie zabawa Aresie- zaprzeczyła Atena- a te dzieci idą ewidentnie na wojnę. Jadąc tam dzisiaj, czy jutro bez potrzebnych ćwiczeń,  porywają się z motyką na słońce...
-Czyli że co? Powinni tu siedzieć i czekać aż stanie się coś naprawdę złego?!
-Tego nie powiedziałam...
-Oj, to będzie ciekawa rozmowa- mruknęłam pod nosem
-I baardzo długa- dodał szeptem Phil a ja pokiwałam głową
-A niby co?- zapytał się z ironia w głosie mój ojciec- Co miałaś na mysli?
-Racjonalne rozwiązanie.- odpowiedziała- Niech zostaną jeszcze... tydzień...
-Nie no, ty chyba do końca zwariowałaś!- prychną Ares- Tydzień! Może od razu miesiąc!
-Przepraszam, ale czy mogę coś powiedziec? -zapytałam się
-NIE!
Szczerze? Nie interesowała mnie ta odpowiedź
-Bitwa musi się rozegrać w dnu zrównania dnia z nocą.- odpowiedziałam stanowczo- To czas dobry dla półbogów. Zrównanie jest za dwa tygodnie. Musimy jak najszybciej się tam dostać, ale nie możemy tam wyjechać bez żadnego przygotowania. Jednak Chejron by nas tam nie puścił jakbyśmy źle walczyli. Zróbcie nam noc treningu to pokażemy co umiemy. A wy - spojrzałam na Atenę i ojca- zamiast się kłócić musicie połączyć siły. Wasze dzieci wyjeżdżają na bardzo niebezpieczną misję. Musicie nas wspierać, a nie drzeć koty. Jedno z nas umrze. Pamiętajcie o tym...
-Ona ma rację- przyznała  w końcu Atena- Dzisiaj możecie pokazac co umiecie, a jutro zwołamy wszystkich bogów i każdy z was da pokaz, tego co mu najlepiej idzie...
-A po jaką cholerę?- zapytał Ares
-A po taką żeby, twoja córka nie wylądowała martwa w rowie, pod czas bitwy- wyjaśniła Atena
-Przestaniecie się kłócić?- zapytał Dionizos znudzony
-Zamknij się pijaku!- syknął Ares- Nikt cię nie pytał o zdanie!
-A może by tak,- powiedział spokojnie Chejron- posłuchać Adary?
-No... ma rację.- westchnęła Atena
-Moja córka zawsze ma rację- wtrącił Ares ale Arena go zignorowala
-... Najlepiej jest pójść na kompromis- zadecydowała bogini mądrości po czym zwróciła się do nas- pokażecie mi i Aresowi, co umiecie, a jutro zwołam bogów.
-Bardzo dobrze- powiedział Chejron- inaczej sobie wyobrażałem tą rozmowę ale trudno. Annabeth, Percy, Oliver, Clarisse, Phil, Adara, pokaże wam miejsce waszego pokazu. Chodźcie...
-Zaraz, zaraz- przerwał Percy-  to ten trening nie odbędzie się na placu albo...
-Nie Jackson- przerwałam mu- może nie zauważyłeś ale po ciemku trening się raczej nie odbędzie. Chyba się domyślam o co chodzi Chejronowi
Spojrzałam na centaura i wskazałam głową podłogę. Pokiwał głową.
Miałam rację. Wiedziałam że idziemy do Sali Bitew.
-Czyli że gdzie idziemy? - zapytała Clarisse nadal niczego nieświadoma
-Zobaczysz, moja droga- Chejron się uśmiechnął i ruszył w stronę drzwi które prowadziły na piętro. Jednak nie wyszliśmy na górę, wręcz przeciwnie- otworzył klapę po której zeszliśmy do podziemi.
W końcu, gdy schody się skończyły, staliśmy w korytarzu na którego końcu były wielkie metalowe drzwi.
-Zapraszam do środka- powiedział Chejron i otworzył drzwi.
Sala Bitew była wielka. Przy metalowych ścianach były drabinki, liny  i ściany wspinaczkowe. A w rogach były nawet drzewa... znaczy coś w in rodzaju, bo ona też były z metalu. Na  suficie były liany ale już nie z metalu tylko normalne. Ściślej mówiąc prawie  wszystko było z metalu, oprócz lian i większości  sprzętu do treningów. Oprócz drzwi przez które weszliśmy były jeszcze para innych drzwi.  Na jednych był gruby napis: SPRZĘT TRENINGOWY, a na drugich nic nie było.
Herosi się rozglądali z szeroko otwartymi oczami
-Tu jest pięknie- powiedziała Annabeth
-Pięknie- przytaknęłam
-I to jak- szepnęła Clarisse
Spojrzałam w bok, na chłopaków ale oni już byli przy stercie najróżniejszych  mieczy
-Ten będzie dla mnie świetny- powiedział Phil
-Według mnie dłuższy będzie lepszy- doradził mu Percy
-A może i masz rację- Phil wziął od niego miecz
-A nie mówiłem- uśmiechnął się Percy- a dla ciebie Oliver, lepszy będzie ten
-Nie ja wole ten- wziął do ręki średniej długości miecz  z dużą klinkom- lepiej mi będzie walczyć.
-Tobie już nic nie pomoże w walce- podeszłam do Olivera- ty po prostu musisz się nauczyć lepiej walczyć.
-A co źle walczę?- zapytał ze wzburzeniem
-Nie, skąd- pokręciłam głową- chodzi o to że nie jesteś ani przewidywalny ani sprytny.
-Nie mów tak do niego!-  Clarisse mną potrząsnęła
-Ej,  siostra spokój! O co ci chodzi?- zapytałam zdziwiona
-Nie mów tak do niego -powtórzyła spokojniej
-Jestem szczera- wzruszyłam ramionami
-To się jeszcze okaże - ponownie odezwał się Oliver. Spojrzałam na niego zdziwiona i... rozbawiona
-Co się jeszcze?- zaśmiałam się - że jesteś gorszy niż mi się wydaje?
-Nie- Oliver podrzucił miecz po czym go złapał
-Zaraz, zaraz- zaśmiałam się-ty mnie wyzywasz na pojedynek?
Pokiwał głową
-Uważaj chłopczyku bo nie chcę ci zrobić krzywdy.- powiedziałam wchodząc na środek Sali. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie protestował- Ale skoro nalegasz...
Westchnęłam i zaatakowałam z zaskoczenia w pasie. Próbował  odbić cięcie ale byłam za szybka.  Cały czas walczyłam szybko i atakowałam, a on się tylko bronił.
-I co?- zapytałam atakując go w okolicach głowy- Dalej chcesz walczyc?
-Jestem zmęczony- powiedział szybko
-To się poddaj - doradziłam  mu, odskakując z drabinek
Nie zdążył nawet odpowiedzieć bo pociągnęłam go za włosy, co oczywiście spowodowało jego upadek na ziemie. Stanęłam nad nim i zagroziłam mieczem. 
-No i? Warto jest zadzierać z Adarą, córką Aresa?- zapytałam wypowiadając swoje imię.
Nie odpowiedział, tylko poszedł, usiąść na materac i rozmasować kark.
-Ktoś jeszcze chce ze mną powalczyć?!- zapytałam głośno, nadal mając w sercu zwycięstwo.- No? KTO?!
Usłyszałam za sobą kroki... najprawdopodobniej Phila
-I mam odpowiedź- szepnęłam odwracając się i od razu atakując jego nogi. Odskoczył.
-Masz rację, Córko Aresa- uśmiechnął się- Ja z tobą chętnie zawalczę... mało tego. Wygram z tobą.
-Przeceniasz swoje  możliwości.- Szłam do przodu, a on się cofał. Na razie nie walczyliśmy... Phil w tym momencie był po prostu głupi. Byłam mimo wszystko zmęczona poprzednią walką i powinien to wykorzysta. Miał w dodatku dłuższy miecz... dopiero po chwili mnie oświecił
-Wiesz dlaczego cię jeszcze nie zaatakowałem?- zapytał
-Bo jesteś  głupi jak osioł.- prychnęłam.- Po prostu jesteś asinus asinorum*
-Nie - zaprzeczył ruchem głowy- chce walczyć sprawiedliwie. Żebyśmy  oboje mieli takie same szanse.
-Zaczynasz mnie wnerwiać tą swoją gadką  szmatką- syknęłam i zaatakowałam mu dłoń. Udało mi się go okaleczyć. Jednak mój rywal nie miał zamiaru się tak łatwo poddać. Pokaleczył moje ramie. Zaczeło się więc spokojnie.
-Naprawdę sądzisz że dwie małe blizny można nazwac  walką?- zapytał się
-Oczywiście że nie- burknęłam. Zaczęliśmy chodzić w kołko, patrząc na siebie- walką nie jest jedna blizna, a ni tysiąc blizn. Walką jest: odwaga, siła i wiara we własne możliwości. A przede wszystkim- stanęłam- wygrana i przegrana.
Zaatakowałam ponownie. Bogowie zaczęli krążyć w okół nas.
Oboje mieliśmy miecze na tym samym poziomie- okolice brzucha i w górę.
Gdy wyczułam że Phil może wygrać wyciągałam swój sztylet.  
Walczyliśmy tak jak nigdy wcześniej. I mi, i mu  strasznie zależało na wygranej.
To nie była walka podobna do tej z Oliverem. Z Philem, oboje używaliśmy drabinek, kozłów do skakania a nawet lian.
Gdy oboje byliśmy już na suficie i skakaliśmy przez liany.
-To uciekasz, tchórzu!- krzyknęłam za nim
-Ja niby uciekam?- zaśmiał się.
-Tak!- wydarłam się za nim. Chciałam żeby uciekł. W tedy bym wygrała według zasady
Wróć z tarczą, lub na tarczy.
A byłam już cholernie zmęczona. A w dodatku moje długie, ciemne włosy zasłaniały twarz.
Ale wrócił, żeby mnie zaatakować. Kopnęłam go w brzuch, a gdy ten chciał zaatakować mnie mieczem, po prostu ucięłam jego linę, rzucając w jego stronę sztylet.
Kamień spadł mi z serca, ale szybko wrócił.Phil nadal się trzymał. Rzucił sie na inna lianę, koło mnie
-Zahamuj dziewczynko- doradził szykując się do ataku. Nie miałam inne wyjścia. Puściłam lianę i spadłam. Ale nic mi się nie stało. Wylądowałam, tak jak chciałam- czyli prosto na nogi.
Phil powtórzył moje ruchy. Znowu staliśmy twarzą w twarz.
-Jesteś zmęczona -szepnął.- Przerwijmy to.
-Nie!
Znowu atak. Wszyscy się na nas patrzyli ze zdziwieniem.
W pewnej chwili, Phil uderzył mnie w ramie, tak że nie dość że upuściłam miecz, to jeszcze upadłam.Ale nawet upadając wiedziałam co robię. Rozłożyłam ręce tak by jedna z nich była zaledwie centymetr od mojego miecza. Teraz to Phil nade mną stał. Klęknął przy mnie, jednak nadal trzymając ostrze swojego miecza przy mojej szyi.
-Byłaś zbyt pewna siebie- powiedział - a teraz? Leżysz tu, bezbronna. Całkowicie zdana na mnie.
-Teraz to ty jesteś zbyt pewien siebie.- syknęłam, ale zmieniłam ton, gdy coś  sobie uświadomiłam- Ty wcale nie chciałeś tego przerwać.  Myślałeś że się zgodzę i upuszczę miecz? Żebyś mnie rozbroił i wygrał.
Uśmiechnął się
-Jesteś bystra- powiedział- i sprytna... ale teraz... wygrałem
-Więc mnie puść
Roześmiał się
-Tak normalnie?
-No a niby jak?
-Podsumujmy: omal mnie nie zabiłaś zrzucając mnie z liany, pięć metrów nad ziemią, przedziurawiłaś mi koszulę, zrobiłaś masę blizn i pyskowałaś. Dalej sądzisz że mam się tak normalnie puścić?
Chciałam już mu chamsko odpowiedziec ale się powstrzymałam. I tak by mnie nie puścił... trzeba to zrobic inaczej.
Patrzyłam mu prosto w oczy. W jego głębokie oczy... a on swoje utkwił w moich, srebrno- mglistych tęczówkach.   
Oboje na siebie patrzyliśmy. Nawet nie drgnęłam, póki lekko nie spuścił ostrza. W tedy szybko zrobiłam ruch. Najpierw kopnęłam go w kostkę a następnie wyciągałam dłoń po miecz
Udało się.
Znowu stałam na równych nogach. Ale nie chciałam już ciągnąc tej walki, więc zaczęłam do niego biec. Gdy już przy nim to wykręciłam jego miecz(szkoda tylko że nie upadł) i gdy już chciałam  zaatakować go w szyję, stało sie coś dziwnego...
Oboje zostaliśmy odepchnięci, od siebie przez jakąś nie widzialna siłę.
Jeszcze przed dwoma sekundami, staliśmy tak blisko siebie, że aż za blisko, ale teraz dzieliły nas z trzy metry.
-Co się stało?- zapytałam szeptem
Chejron do nas podszedł i pomógł nam wstać. Oboje spojrzeliśmy najpierw na siebie, a później  nasze spojrzenia pokierowały się na centaura. Teraz on musiał zdecydować kto z nas wygrał. Ja czy Phil 
Jednak czułam że żadne z nas nie myślało teraz o wygranej. Tylko o tym, co sie stało...

niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział VII -nowe rodzeństwo-

-Miecz wyżej, Dakoto! Nie aż tak bo jeszcze jakiegoś ptaka na niego nabijesz!... no teraz może być.- do domku Hermesa doszła nowa dwójka. Rodzeństwo. Dakota i Paul. Chyba bliźnięta. Paul był   i wyższy od Dakoty, która była dosyć drobna, ale mimo to silna. Ale oprócz tego byli bardzo do siebie podobni. Oboje mieli rudawo-ciemny odcień włosów i brązowe oczy. Chejron chciał żebym ich trenowała. Muszę się przyznać że szło dobrze jak na pierwszy trening. Szkoda tylko że mieli źle wyważone miecze. Dakota miała problemy z większością ruchów, a Paul miał za krótki miecz.
-Jak masz krótki miecz- powiedziałam do Paula- to musisz podejść bliżej i możesz spróbować zaatakować z zaskoczenia.
-Czyli jak?- zapytał szybko
-Na przykład zatocz koło mieczem i szybko zaatakuj przy jej  głowie.
-Głowie?- pisnęła Dakota
   Ale Paul, wiedział o co chodzi.  Zrobił koło w powietrzu mieczem, po czym chciał ją obezwładnić przykładając miecz do szyi, ale przecenił swoje możliwości, bo Dakota nie dość że nie pozwoliła mu odebrać sobie miecza, to jeszcze zahamowała jego atak, tak że oboje trzymali swoje miecze oburącz, jedną dłonią trzymali miecz za Trzon, a drugą za Zburczę. Odpychali się nawzajem, ale żadne z nich nie miało zbytniej przewagi. No może Paul miał małą przewagę, dopóki Dakota nie uniosła głowy i spojrzała przestraszona pomiędzy korony drzew. Widząc ten trik u Dakoty byłam pełna podziwu. Bo oto tuż przede mną, jedenastolatka wykonywała ruch, który był mi świetnie znany. Ba, używałam go zawsze jak moja wygrana nie była pewna, a moi przeciwnicy nigdy nie nauczyli się by ignorować ten trik.
  W każdym razie Paul dał się nabrać i odwrócił się by zobaczyć co tak ,,przestraszyło'' jego siostrę. Za nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, leżał już na ziemi, powalony przez Dakotę.
-Bardzo dobrze młoda- pogratulowałam jej, przybijając piątkę.
-Au- jęknął Paul wstając
-Tobie tez szło nieźle- poinformowałam go- No dobra, jak na trzy czy czterogodzinny trening nauczyliście się tego co niektórzy uczą się tydzień, albo i więcej. Z tego wnioskuje że jesteście dziećmi Ateny albo Aresa. Świetnie walczycie. Ale mniejsza o to. Nauczę was jeszcze kilka sztuczek.
Paul i Dakota zaczęli jęczeć że są zmęczeni. Niby było już po 16.15, cały dzień trenowali, a był w końcu marzec ale nie miałam zamiaru im odpuścić.  Zbyt dobrze im szło.
Ten ,,dodatkowy'' trening trwał już godzinę.
-Bliżej Dakota- podawałam instrukcje- Paul, spróbuj jej przyciąć nogi. A ty młoda w tedy...- jednak Dakota już leżała na ziemi
-Rewanż, siostro- uśmiechnął się Paul
Dakota tylko potrząsnęła głową.
Dalej walczyli.Na razie było 1.1
-W lewo Paul! - krzyknęłam do niego- Nie uciekaj tylko krok w lewo, później w prawo, w przód w tył i  znowu w prawo!
-Mam tańczyć czy walczyć?- zapytał się sarkastycznie. Ale był zdezorientowany co ponownie wykorzystała Dakota
-Nie pyskuj, bo na razie to dziewczyna cię pokonuje, leszczu! Ona nie jest głupia! Śledziłaby twoje kroki ale nie uderzyła by na końcu w prawo tylko w lewo! Miałbyś szansę ja pokonać!- wydarłam się na niego.- Myślże!
Jednak nagle, i Paul i Dakota stanęli jak wryci a ich oczy  były pokierowany na coś (a raczej kogoś) za mną
-Piękny stosunek do podopiecznych, Adaro- odwróciłam się na pięcie, a przede mną stał..- wdałaś się we mnie córeczko.
-Witaj  ojcze- przywitałam się
Ares uśmiechnął się niepokojąco, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.
- Widzę że jesteś w trakcie treningu.
-Tak, Chejron chciał żebym tą dwójkę nauczyła kilka ruchów.- spojrzałam na moich ,,uczniów''- Dakoto, Paul. To jest mój ojciec, Ares.
Jednak oboje nadal patrzyli się na  Aresa nic nie mówiąc.
-Jest pan bogiem- szepnął w końcu Paul 
-No co ty nie powiesz.- prychnął Ares
Na te słowa chłopak się zmieszał.
-Paul, Dakota, na dzisiaj starczy- powiedziałam widząc ich miny
-A dobrze nam poszło?- zapytał Paul
-Jak na pierwszy trening to bardzo dobrze.
Ares uniósł jedną brew
-Skoro tak, to- wyciągnął miecz, a ja zrobiłam wielkie oczy. Cholera, co mu do łba przyszło??? pomyślałam- może zobaczymy co umiecie?
-Chcesz z nimi walczyć?!- wydukałam przerażona.- Ojcze, przecież oni przedwczoraj się dowiedzieli kim są?!
-A wiedzą kto jest ich rodzicem?
-Nie..
-To zrobimy tak- Ares oparł się o miecz- jak będzie walczyć... dobrze, to wam powiem kim jest wasz rodzic.
Rodzeństwo spojrzało ku sobie. W ich oczach była ekscytacja i szczęście. Wiem że samotnie wychowywała ich matka, która niedawno zginęła. Umarła żeby jej dzieci przeżyły, bo z tego co mówił Paul to zaatakowała ich Chimera, a matka Paula i Dakoty próbowała zatrzymać potwora tuż przed Bramą Obozu, by jej dzieci  przeżyły. Paul z Dakotą przeżyli, ale stracili matkę która były dla nich wszystkim.  Paul całkiem dobrze przyjął wiadomość o śmierci mamy, ale sądzę że go to tak naprawdę bardzo zabolało. No ale w końcu Paul pewnie czuł się odpowiedzialny za Dakotę. Tym bardziej że dla Dakota bardzo źle przeżyła śmierć matki.  Zamknęła się w sobie i mało mówi.  Wiadomość, o tym kim jest ich ojciec, byłby dla nich jak odtrutka, od bólu  po matce.
-Przyjmujemy wyzwanie- powiedział szybko Paul
-Nie, wcale nie przyjmujecie tego wyzwania- poprawiłam go zła
-Adara, do ciebie to nie dochodzi?- zapytała Dakota podniecona- Nasza matka nie żyje! A ojciec... musimy wiedzieć kto nim jest!
-Ale Dakota wy...-zaczęłam, ale nie mogłam nic zdziałać bo Ares już ich zaatakował. A jedyne co ja mogłam robić to stać.
Ares oczywiście wygrywał mimo tego że walczył jeden na dwóch. Ale on jest bogiem wojny. Jednak rodzeństwu tez źle nie szło. Dakota broniła, a Paul atakował. Tworzyli świetny skład drużyny i wiedziałam jedno: chciałam ich u siebie, podczas bitwy o sztandar.
W końcu, Ares jednym sprawnym ruchem odebrał im miecze, Paula powalił na ziemię, a Dakocie przyłożył miecz do gardła.
-Całkiem... dobrze- powiedział w końcu Ares puszczając Dakotę
-Powiesz?- zapytał Paul
-Pod jednym warunkiem- powiedział Ares chowając miecz- powiesz do mnie: ojcze
-Ojcze- powiedzieli równocześnie, a ja zrobiłam wielkie oczy. Nad głowami Cholera...
Dzieciaki zorientowały się dopiero po chwili
-Ty...- zaczął Paul- jesteś naszym ojcem...
-Byłeś kochankiem mamy?- Dakota zareagowała inaczej od brata. Paul był w szoku a Dakota zamiast tego była... wściekła? Tak, właśnie wściekła. Wyraz twarzy Dakoty, teraz był bardzo podobny do Aresa.- Tak to dla ciebie wyglądało? Zaliczyłeś dwa razy rudą dziewczynę, tak? Byłeś z nami rok a potem...no co? No właśnie... nic! Zostawiłeś nas! My nie mieliśmy pieniędzy na chleb! Mama miała 18 lat jak nas urodziła! Wyrzekła się dla nas wszystkiego! A ty nas zostawiłeś! Bez grosza przy duszy! Mama pracowała na parkingu żeby miała za co nas wykarmić! Rozumiesz..? Chyba nie, bo jakbyś rozumiał to byś wiedział że nie zostawia się tak naprawdę nastolatki z dwójką bliźniąt... W ogóle jak ty...
-Dakota!- uspokoiłam ją. Teraz jej oczy nie były brązowe, tylko czerwono-czarne- Spokój, okey?
-Nie! Odczep się debilko!- za pyskowała... no tak. Jak ja mogłam myśleć że ona jest córką Ateny?
-Ej, młoda- chwyciłam ją i nie pozwoliłam jej się wyrwać- spokój, jasne?!
Dakota przestała się trząść i spojrzała na mnie przepraszająco
-Sorry -wyszeptała
-Teraz idźcie, oboje do domku Hermesa, po swoje rzeczy, dobrze? Przenieście się do domku ojca.
Odeszli
-Umiesz się uspokoić dzieci- powiedział Ares
Spojrzałam na niego
-To co ona mówi to prawda?
-Adara... tą Dakotę przerasta sytuacja i tyle. Ale pojawiłem się tu z Ateną, z  innego powodu. Gdzie Clarisse?
Zmarszczyłam brwi
-Walczy z Niną. - odpowiedziałam, po czym oboje poszli w stronę dziewczyn. I Ninie i Clarisse szło świetnie. Ale Clarisse jak tylko zobaczyła ojca, od razu zaczęła walczyć ostrzej. Nina wiedziała chyba jak mojej siostrze zależy na wygranej bo w pewnej chwili pozwoliła Clarisse powalić się na ziemię. Po wygranej, moja siostra zadarła głowę do góry i podeszła dumnym krokiem do nas
-Witaj ojcze- przywitała się Clarisse
-Mhm- powiedział w odpowiedzi. Chyba zaczął się domyślać prawdy o wygranej Clarisse. Ale po chwili przestał myśleć i powiedział- Wzięłaś się w garść...- przyznał
-Tak- szepnęła podniecona. Ojciec przyjrzał jej się. Była jego kopią. Dumna, wojownicza i nie przewidywalna... co Aresowi w jej nie pasowało ?Pytanie bez odpowiedzi...
Wydaje mi się że Clarisse chciała zapytać się ojca o misję, ale w tej samej chwili usłyszałam głos Chejrona
-Witamy bogów!- Chejron był teraz w postaci centaura, stał na środku placu. Koło niego stała kobieta i mężczyzna. Aresa juz nie było koło mnie. Był tam, koło Chejrona razem z Ateną. - Jak sami zapewne wiecie, zaszczycamy się tą wizytą w sprawie misji. Teraz serdecznie zapraszam Aresa i Atenę oraz: Annabeth, Percy' ego, Clarisse- przy jej imieniu ojciec się dziwnie poruszył, przez co poczułam że ciało mojej siostry drętwieje.- Olivera, Phila i Adarę. Uczestników misji. Reszta niech idzie do domków.
Większość poszła   oczywiście do domków, a reszta do Wielkiego Domu. Ja jeszcze spojrzałam za siebie, by zobaczyć Ninę. Szła ona tyłem, patrząc na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i wyruszyłam w stronę Wielkiego Domu. Po drodze powiedziałam Clarisse
-Wszystko będzie, okey.- szepnęłam
-Mam nadzieję- odpowiedziała

selenvolturins@interia.pl


czwartek, 5 lipca 2012

Rozdział VI - narada w Wielkim Domu i różne rozmowy-

-Puszczaj mnie!- wyrwałam  mu się- nie pójdę już tam!
-No mam nadzieję- powiedział Chejron lekko zły- twój ojciec nie będzie zadowolony.
-Nie musi wiedzieć. -warknęłam- Zmieńmy temat, dobrze? Wiemy co powiedziała Wyrocznia. Może to omówmy, co? Wiemy już sporo.
-Ona ma rację- powiedział Charles- po pierwsze: Sześcioro z nas, herosów, wypłynie na wschód... tylko gdzie?
-Europa?- podsunęła Silena
-Nawet jeśli  to do którego kraju? Francja, Anglia, Grecja, Polska...?-zapytała Annabeth- To raczej nic z tych rzeczy. W każdym z tych  państw (i nie tylko w tych) mitologia miała uczestnictwo.
-Mądrala  ma po raz pierwszy rację- przytaknęła Clarisse- To... gdzie? Jeśli by powiedziała o zachodzie to byłoby łatwiej. Ale wschód?
- Morze Potworów?- zapytałam równo z... Philem. Spojrzeliśmy ku sobie. Skąd mi to przyszło do głowy? Philowi to się jeszcze mogło zdarzyc, jest synem boga wyroczni ale mi?
-Macie rację -powiedział Chejron- Morze Potworów.... tam jest wyspa Amanonów! Teraz sobie przypominam...
-Ale pozostaje jeszcze jedna kwestia- zauważyłam- kto tam jedzie?
Zapadła chwila ciszy. Każdy zachowywał się inaczej. Jedni patrzyli w podłogę, jedni patrzyli wyczekująco na Chejroni a inni wyzywająco na innych. Ciszę przerwała Clarisse
-Ja jadę- powiedziała dumnie- jako córka boga wojny
-Ja też- powiedział Oliver- i jestem stu procentowo pewny że Percy Jackson też.
-Zapisuje się- Phil wstał
-Ja również nie zostawie Obozu w potrzebie- powiedziała Annabeth
-Staje u boku walki- także wstałam, ale o ile mnie pamięc nie myliła miało byc 6 herosów... i tylu się zgłosiło... a co z Niną?! Spojrzałam na moją przyjaciółkę ale ona wcale nie wyglądała jakby miała zamiar się zgłosic- Ale zaraz... Nina?!
-Co, ja?- zapytała zaskoczona
-Ty nie jedziesz?
-Eee- jąkała się - wiesz, Adara... ja ... nie ma miejsc. Co poradzę? Niestety nic...
-Jackson wcale nie musi jechac!- tupnęłam nogą- nawet go tu nie ma!
-Nie do końca- powiedział Travis Hood pokazując palcem na chłopaka który właśnie wszedł do Wielkiego Domu.
Odwróciłam się.
Drzwi były otwarte, a na dworze szalał deszcz (wpuściliśmy brzydką pogodę ze względu na truskawki).  A w drzwiach stał... Percy Jackson.
-Percy!- pisnęła Annabeth podbiegając do chłopaka
-Co się stało?- zapytał Chejron widząc że Percy jest przemoczony do suchej nitki,  zmęczony i miał podbite oko
-Zaatakował mnie cyklop-odparł
-A dokładniej- zapytała Nina
-A dokładnie to: przed muzeum, na wycieczce szkolnej zaatakował mnie jakiś dziki cyklop.- zaczął zdyszany- Szarpał i coś  wykrzykiwał o jakimś.... nie rozumiałem go. Seplenił i brakowało mu dwóch zębów. Próbowałem się bronic ale ten cyklop miał z trzy metry i ważył chyba z osiem ton. No ale w końcu wydobyłem Orkana i zacząłem walczyć.
-Nie zgrywaj bohatera tylko gadaj jak się tu znalazłeś.- syknęłam
Zrobił urażona minę
-Stało się to na wycieczce, blisko Obozu. Podbił mi oko i w tedy się go pozbyłem.- zakończył swoją historię- ale tak w ogóle... czemu tu takie zebranie?
-Jedziesz z nami na misję?- zapytał od razu Phil
Syn Posejdona się od razu ożywił
-Jasne! Ale o co chodzi, co?
-Naprawdę chcesz ryzykowac leszczu?- zapytała moja siostra. Podobał mi się jej ton. Nie przepadałam za Synami Posejdona ( ze względu na przepowiednie), chociaż byli dla mnie mili. Percy nie znał  przepowiedni. Wątpię żeby on miał mi zrobic krzywdę. Byłam już z nim na kilku misjach i nigdy nic mi nie zrobił. Nawet się z nim dogadywałam. Ale nie cierpiałam gdy gadał o sobie jak o wojowniku ze Sparty. - Ktoś ma umrzec. Może ty? Mój ojciec byłby zadowolony.
-Chce ryrykowac. Ostatnio też ktoś zginął. Nawet dwie osoby. Idę. Tylko o co chodzi?- mówił szybko
-Chodzi o to -zaczął Oliver- że jakis lud mieszkający na jednej z wysp na Morzu Potworów potrzebuje pomocy. Znęcają się tam nad ludźmi, wiesz o co chodzi.
-Okey... to kiedy jedziemy? Jutro o świcie?
-Ale Nina... -zaczęłam
-Spokojnie Adara- uspokoił mnie Chejron- wyjedziecie pojutrze
-Czemu tak późno?- zdziwiła się Clarisse
-To bardzo ważna sprawo dziecko- wyjaśnił centaur- muszę porozmawiać z bogami wojny. Aresem -spojrzał na mnie i Clarisse, po czym jego wzrok pokierował się na Annabeth- i Ateną. Ich pomoc jest wskazana w tej sytuacji.
Rozumiałam go ale moja siostra- chyba nie. Zrobiła wielkie oczy
-To konieczne? Gadac z ojcem?- zapytała
-Jak najbardziej dzieci. A więc wyjeżdżają: Adara, Clarisse, Percy, Oliver, Phil i Annabeth.
-A Nina?- zapytałam patrząc na przyjaciółkę
-Później ci wyjaśnie- szepnęła blondi
-Idźcie już do domków- poleciła Eris. Po raz pierwszy ją posłuchałam.
-Adara- Clarisse zaczepiła mnie przed wyjściem- Chłopaki mają grac z synami Hermesa w pokera?
Potaknełam
-A więc.. pogadaj teraz z Niną, dobra?
-Niech będzie.
Clarisse wbiegła do naszego domku jakby w szale
-Adara..-zaczęła powoli moja przyjaciółka
Odwróciłam się w jej stronę
-Ty musisz jechac, Nina. Nie wytrzymam bez ciebie z Philem i Oliverem.- zaczęłam. Mówiłam szeptem. Byłyśmy same na placu
Nina spuściła głowę
-Przykro mi- słyszałam że mówi przez mgły chociaż jej długie blond włosy, zasłaniały  jej twarz- ale nie jadę Adara.
-Czemu? Wiesz że mogę ci załatwic miejsce na wycieczce. Jackson może dostac nagle wysypki.
-Chodzi o to że... naprawdę przkro mi  ale...
-No co??
-Bo... och dobra. Nie chcę jechac Adara. Zostaje tu.
Najpierw uznałam że to żart. Nina nie chce jechac na misję? Nowośc.
-Że co? Ty nie chcesz?
-Tak. Zostaje tutaj. Nigdzie nie jade.
- Nie rozumiem.
- Ktos umrze.
 -Boisz sie ze to bedziesz ty?
 -Nie o to mi chodzi.- spojrzała na mnie- Tylko po to ze  rozdzieli was walka. Wiesz jak ja przciagam potwory. Ten kto będzie ze mną, umrze.
- ,, jedno zginie z rodzicielską umową- zacytowałam- Wiec to nie ma nic z tobą wspólnego.
-Nie chce kosić losu- spojrzała na mnie smutno- zostaje. Jesteś na mnie zła?
pokręciłam głowa
 -Nie. Zawsze będę z tobą. Mimo to jadę Bede tęsknić
Uśmiechnęła się.
-Dzieki
Rozeszłyśmy sie
Gdy byłam już przy domku usłyszałam dwa glosy. Mojego ojca i mojej siostry
-Proszę ojcze- głos Clarisse był niemal błagalny- Strasznie mi na tym zalezy!
-Jak mogłaś się zgłosić bez mojej zgody?-za to Ares był wściekły. Zajrzałam do domku przez okno. Zobaczyłam Clarisse stająca  przed moim lustrem, ktore teraz było wielkości wysokiego faceta. Wielkości Aresa.
-Bo Adara...- zaczęła Clarisse
-Nie porównuj się do niej, zrozumiano?- syknął Ares
-Tak ojcze- pokiwała głową i przygryza dolna wargę - Prosze!
 -Musze się  zastanowić. Zaraz, - cholerka. A więc usłyszałam... zaraz, co on mógł usłyszeć? No chyba że za głośno oddycham- kto tam jest? Clarisse, sprawdź to, w tej chwili.
Moja siostra pokiwała głową i wyszła  z domku. Wskoczyłam do krzakow i schowalam sie tam
-Nikogo tam nie ma ojcze -zameldowala   Clarisse- A ile mam procent szans na ta misje?
-Jeżeli mnie zawiedziesz... - zaczął Ares
-Nigdy- dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy
-Nie przerywaj mi
-Przepraszam ojcze.
-Zastanowię się czy przyjąć twoje przeprosiny.- odparł z łaską Ares.
-Przepraszam.- powtórzyła
-Niech będzie .Wrócimy do tej rozmowy jutro.
-Zrobie wszystko bylebyś mi dal szanse.
-Podoba mi sie to ze tak ci na tym zalez. Ale jestes zalosna. Wiesz o tym? -Tak ojcze.
-A wiesz dlaczego?
-Ponieważ tak mi zależy na tej misji...?- w głosie Clarisse była nutka nie pewności
-Nie, głupia dziewczyno-prychnął- jesteś żałosna, bo nie umiesz  mi pokazac że ci zależy na tej misji tylko głupio błagasz. Zupełnie jak ostatnio, gdy wypływałaś na Morze Potworów. Błagam ojcze, nie zawiodę cie, przysięgam- Ares miał chwilowo cienki głosik. Udawał Clarisse- ale  pamiętaj: to że ostatnio dostałaś misje, wcale nie oznacza że i teraz ci ją dam. Tu będzie chodziło o honor rodziców tych herosów którzy wyjadą. To że jedzie dwójka moich dzieci to sukces. Adara na pewno mnie nie zawiedzie ale ty? Jeszcze nie jestem pewien.
-Nie zawiodę, obiecuje. Ostatnio tez cie nie zawiodłam, pamiętasz ojcze?
-No pamiętam. Ale i tak wrócimy do tej rozmowy jutro. Zobacze jak ci idzie na ćwiczeniach i jak się dogadujesz z Adarą. A wiec do widzenia.
-Do widzenia ojcze.
Po tych słowach weszłam do domku, jakby nigdy nic i spojrzałam na Clarisse
-Hej- przywitałam się
-Cześć-  Clarisse w ostatniej chwili zdążyła usiąść na swoim łóżku
-Coś ty taka ponura ,co?
-A co? Nie mogę?- zaatkowała mnie po czym się sztucznie uśmiechnęła, przypominając sobie słowa ojca- a  jakoś tak.
-Boisz się że nie pojedziesz na misje?- zapytałam nagle
-Dlaczego mam się bac?
-Nie wiem Clarisse. Tylko jakoś tak dziwnie zareagowałaś na słowa Chejrona że jeszcze pogada z ojcem i Ateną
-Nie, nie tylko...- myslała na zwłokę- zdziwiłam się. A jak rozmowa z Niną?
-Dobrze- nie byłam zadowolona z faktu że Clarisse zmieniła temat rozmowy- nie jedzie i tyle.
Clarisse się pod nosem uśmiechnęłam. Tylko Nina by mogła zamiast jej jechac. Nie miałam już ochoty na rozmowę bo byłam padnięta
-Idę do łazienki- powiedziałam idąc w jej kierunku.
Gdy obie byłyśmy już w łóżkach, a ja udawałam ze spie usłyszałam ciche słowa mojej siostry
-Ojcze proszę...- szeptała w modlitwie


selenvolturins@interia.pl