niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział VII -nowe rodzeństwo-

-Miecz wyżej, Dakoto! Nie aż tak bo jeszcze jakiegoś ptaka na niego nabijesz!... no teraz może być.- do domku Hermesa doszła nowa dwójka. Rodzeństwo. Dakota i Paul. Chyba bliźnięta. Paul był   i wyższy od Dakoty, która była dosyć drobna, ale mimo to silna. Ale oprócz tego byli bardzo do siebie podobni. Oboje mieli rudawo-ciemny odcień włosów i brązowe oczy. Chejron chciał żebym ich trenowała. Muszę się przyznać że szło dobrze jak na pierwszy trening. Szkoda tylko że mieli źle wyważone miecze. Dakota miała problemy z większością ruchów, a Paul miał za krótki miecz.
-Jak masz krótki miecz- powiedziałam do Paula- to musisz podejść bliżej i możesz spróbować zaatakować z zaskoczenia.
-Czyli jak?- zapytał szybko
-Na przykład zatocz koło mieczem i szybko zaatakuj przy jej  głowie.
-Głowie?- pisnęła Dakota
   Ale Paul, wiedział o co chodzi.  Zrobił koło w powietrzu mieczem, po czym chciał ją obezwładnić przykładając miecz do szyi, ale przecenił swoje możliwości, bo Dakota nie dość że nie pozwoliła mu odebrać sobie miecza, to jeszcze zahamowała jego atak, tak że oboje trzymali swoje miecze oburącz, jedną dłonią trzymali miecz za Trzon, a drugą za Zburczę. Odpychali się nawzajem, ale żadne z nich nie miało zbytniej przewagi. No może Paul miał małą przewagę, dopóki Dakota nie uniosła głowy i spojrzała przestraszona pomiędzy korony drzew. Widząc ten trik u Dakoty byłam pełna podziwu. Bo oto tuż przede mną, jedenastolatka wykonywała ruch, który był mi świetnie znany. Ba, używałam go zawsze jak moja wygrana nie była pewna, a moi przeciwnicy nigdy nie nauczyli się by ignorować ten trik.
  W każdym razie Paul dał się nabrać i odwrócił się by zobaczyć co tak ,,przestraszyło'' jego siostrę. Za nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, leżał już na ziemi, powalony przez Dakotę.
-Bardzo dobrze młoda- pogratulowałam jej, przybijając piątkę.
-Au- jęknął Paul wstając
-Tobie tez szło nieźle- poinformowałam go- No dobra, jak na trzy czy czterogodzinny trening nauczyliście się tego co niektórzy uczą się tydzień, albo i więcej. Z tego wnioskuje że jesteście dziećmi Ateny albo Aresa. Świetnie walczycie. Ale mniejsza o to. Nauczę was jeszcze kilka sztuczek.
Paul i Dakota zaczęli jęczeć że są zmęczeni. Niby było już po 16.15, cały dzień trenowali, a był w końcu marzec ale nie miałam zamiaru im odpuścić.  Zbyt dobrze im szło.
Ten ,,dodatkowy'' trening trwał już godzinę.
-Bliżej Dakota- podawałam instrukcje- Paul, spróbuj jej przyciąć nogi. A ty młoda w tedy...- jednak Dakota już leżała na ziemi
-Rewanż, siostro- uśmiechnął się Paul
Dakota tylko potrząsnęła głową.
Dalej walczyli.Na razie było 1.1
-W lewo Paul! - krzyknęłam do niego- Nie uciekaj tylko krok w lewo, później w prawo, w przód w tył i  znowu w prawo!
-Mam tańczyć czy walczyć?- zapytał się sarkastycznie. Ale był zdezorientowany co ponownie wykorzystała Dakota
-Nie pyskuj, bo na razie to dziewczyna cię pokonuje, leszczu! Ona nie jest głupia! Śledziłaby twoje kroki ale nie uderzyła by na końcu w prawo tylko w lewo! Miałbyś szansę ja pokonać!- wydarłam się na niego.- Myślże!
Jednak nagle, i Paul i Dakota stanęli jak wryci a ich oczy  były pokierowany na coś (a raczej kogoś) za mną
-Piękny stosunek do podopiecznych, Adaro- odwróciłam się na pięcie, a przede mną stał..- wdałaś się we mnie córeczko.
-Witaj  ojcze- przywitałam się
Ares uśmiechnął się niepokojąco, ale nie zwróciłam na to większej uwagi.
- Widzę że jesteś w trakcie treningu.
-Tak, Chejron chciał żebym tą dwójkę nauczyła kilka ruchów.- spojrzałam na moich ,,uczniów''- Dakoto, Paul. To jest mój ojciec, Ares.
Jednak oboje nadal patrzyli się na  Aresa nic nie mówiąc.
-Jest pan bogiem- szepnął w końcu Paul 
-No co ty nie powiesz.- prychnął Ares
Na te słowa chłopak się zmieszał.
-Paul, Dakota, na dzisiaj starczy- powiedziałam widząc ich miny
-A dobrze nam poszło?- zapytał Paul
-Jak na pierwszy trening to bardzo dobrze.
Ares uniósł jedną brew
-Skoro tak, to- wyciągnął miecz, a ja zrobiłam wielkie oczy. Cholera, co mu do łba przyszło??? pomyślałam- może zobaczymy co umiecie?
-Chcesz z nimi walczyć?!- wydukałam przerażona.- Ojcze, przecież oni przedwczoraj się dowiedzieli kim są?!
-A wiedzą kto jest ich rodzicem?
-Nie..
-To zrobimy tak- Ares oparł się o miecz- jak będzie walczyć... dobrze, to wam powiem kim jest wasz rodzic.
Rodzeństwo spojrzało ku sobie. W ich oczach była ekscytacja i szczęście. Wiem że samotnie wychowywała ich matka, która niedawno zginęła. Umarła żeby jej dzieci przeżyły, bo z tego co mówił Paul to zaatakowała ich Chimera, a matka Paula i Dakoty próbowała zatrzymać potwora tuż przed Bramą Obozu, by jej dzieci  przeżyły. Paul z Dakotą przeżyli, ale stracili matkę która były dla nich wszystkim.  Paul całkiem dobrze przyjął wiadomość o śmierci mamy, ale sądzę że go to tak naprawdę bardzo zabolało. No ale w końcu Paul pewnie czuł się odpowiedzialny za Dakotę. Tym bardziej że dla Dakota bardzo źle przeżyła śmierć matki.  Zamknęła się w sobie i mało mówi.  Wiadomość, o tym kim jest ich ojciec, byłby dla nich jak odtrutka, od bólu  po matce.
-Przyjmujemy wyzwanie- powiedział szybko Paul
-Nie, wcale nie przyjmujecie tego wyzwania- poprawiłam go zła
-Adara, do ciebie to nie dochodzi?- zapytała Dakota podniecona- Nasza matka nie żyje! A ojciec... musimy wiedzieć kto nim jest!
-Ale Dakota wy...-zaczęłam, ale nie mogłam nic zdziałać bo Ares już ich zaatakował. A jedyne co ja mogłam robić to stać.
Ares oczywiście wygrywał mimo tego że walczył jeden na dwóch. Ale on jest bogiem wojny. Jednak rodzeństwu tez źle nie szło. Dakota broniła, a Paul atakował. Tworzyli świetny skład drużyny i wiedziałam jedno: chciałam ich u siebie, podczas bitwy o sztandar.
W końcu, Ares jednym sprawnym ruchem odebrał im miecze, Paula powalił na ziemię, a Dakocie przyłożył miecz do gardła.
-Całkiem... dobrze- powiedział w końcu Ares puszczając Dakotę
-Powiesz?- zapytał Paul
-Pod jednym warunkiem- powiedział Ares chowając miecz- powiesz do mnie: ojcze
-Ojcze- powiedzieli równocześnie, a ja zrobiłam wielkie oczy. Nad głowami Cholera...
Dzieciaki zorientowały się dopiero po chwili
-Ty...- zaczął Paul- jesteś naszym ojcem...
-Byłeś kochankiem mamy?- Dakota zareagowała inaczej od brata. Paul był w szoku a Dakota zamiast tego była... wściekła? Tak, właśnie wściekła. Wyraz twarzy Dakoty, teraz był bardzo podobny do Aresa.- Tak to dla ciebie wyglądało? Zaliczyłeś dwa razy rudą dziewczynę, tak? Byłeś z nami rok a potem...no co? No właśnie... nic! Zostawiłeś nas! My nie mieliśmy pieniędzy na chleb! Mama miała 18 lat jak nas urodziła! Wyrzekła się dla nas wszystkiego! A ty nas zostawiłeś! Bez grosza przy duszy! Mama pracowała na parkingu żeby miała za co nas wykarmić! Rozumiesz..? Chyba nie, bo jakbyś rozumiał to byś wiedział że nie zostawia się tak naprawdę nastolatki z dwójką bliźniąt... W ogóle jak ty...
-Dakota!- uspokoiłam ją. Teraz jej oczy nie były brązowe, tylko czerwono-czarne- Spokój, okey?
-Nie! Odczep się debilko!- za pyskowała... no tak. Jak ja mogłam myśleć że ona jest córką Ateny?
-Ej, młoda- chwyciłam ją i nie pozwoliłam jej się wyrwać- spokój, jasne?!
Dakota przestała się trząść i spojrzała na mnie przepraszająco
-Sorry -wyszeptała
-Teraz idźcie, oboje do domku Hermesa, po swoje rzeczy, dobrze? Przenieście się do domku ojca.
Odeszli
-Umiesz się uspokoić dzieci- powiedział Ares
Spojrzałam na niego
-To co ona mówi to prawda?
-Adara... tą Dakotę przerasta sytuacja i tyle. Ale pojawiłem się tu z Ateną, z  innego powodu. Gdzie Clarisse?
Zmarszczyłam brwi
-Walczy z Niną. - odpowiedziałam, po czym oboje poszli w stronę dziewczyn. I Ninie i Clarisse szło świetnie. Ale Clarisse jak tylko zobaczyła ojca, od razu zaczęła walczyć ostrzej. Nina wiedziała chyba jak mojej siostrze zależy na wygranej bo w pewnej chwili pozwoliła Clarisse powalić się na ziemię. Po wygranej, moja siostra zadarła głowę do góry i podeszła dumnym krokiem do nas
-Witaj ojcze- przywitała się Clarisse
-Mhm- powiedział w odpowiedzi. Chyba zaczął się domyślać prawdy o wygranej Clarisse. Ale po chwili przestał myśleć i powiedział- Wzięłaś się w garść...- przyznał
-Tak- szepnęła podniecona. Ojciec przyjrzał jej się. Była jego kopią. Dumna, wojownicza i nie przewidywalna... co Aresowi w jej nie pasowało ?Pytanie bez odpowiedzi...
Wydaje mi się że Clarisse chciała zapytać się ojca o misję, ale w tej samej chwili usłyszałam głos Chejrona
-Witamy bogów!- Chejron był teraz w postaci centaura, stał na środku placu. Koło niego stała kobieta i mężczyzna. Aresa juz nie było koło mnie. Był tam, koło Chejrona razem z Ateną. - Jak sami zapewne wiecie, zaszczycamy się tą wizytą w sprawie misji. Teraz serdecznie zapraszam Aresa i Atenę oraz: Annabeth, Percy' ego, Clarisse- przy jej imieniu ojciec się dziwnie poruszył, przez co poczułam że ciało mojej siostry drętwieje.- Olivera, Phila i Adarę. Uczestników misji. Reszta niech idzie do domków.
Większość poszła   oczywiście do domków, a reszta do Wielkiego Domu. Ja jeszcze spojrzałam za siebie, by zobaczyć Ninę. Szła ona tyłem, patrząc na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i wyruszyłam w stronę Wielkiego Domu. Po drodze powiedziałam Clarisse
-Wszystko będzie, okey.- szepnęłam
-Mam nadzieję- odpowiedziała

selenvolturins@interia.pl


1 komentarz:

  1. Już lubię to rodzeństwo. ^.^ Ogólnie bardzo lubię małe dzieci. ;D

    OdpowiedzUsuń