sobota, 14 lipca 2012

Rozdział VIII -rozmowa z bogami-

-Uważam że te dzieci powinny jeszcze poćwiczyć- powiedziała od razu Atena, jak tylko weszliśmy do Wielkiego Domu
-Potrafisz humor popsuć- żachnął Ares- Powinni jechać jak najszybciej...
-Wojna to nie zabawa Aresie- zaprzeczyła Atena- a te dzieci idą ewidentnie na wojnę. Jadąc tam dzisiaj, czy jutro bez potrzebnych ćwiczeń,  porywają się z motyką na słońce...
-Czyli że co? Powinni tu siedzieć i czekać aż stanie się coś naprawdę złego?!
-Tego nie powiedziałam...
-Oj, to będzie ciekawa rozmowa- mruknęłam pod nosem
-I baardzo długa- dodał szeptem Phil a ja pokiwałam głową
-A niby co?- zapytał się z ironia w głosie mój ojciec- Co miałaś na mysli?
-Racjonalne rozwiązanie.- odpowiedziała- Niech zostaną jeszcze... tydzień...
-Nie no, ty chyba do końca zwariowałaś!- prychną Ares- Tydzień! Może od razu miesiąc!
-Przepraszam, ale czy mogę coś powiedziec? -zapytałam się
-NIE!
Szczerze? Nie interesowała mnie ta odpowiedź
-Bitwa musi się rozegrać w dnu zrównania dnia z nocą.- odpowiedziałam stanowczo- To czas dobry dla półbogów. Zrównanie jest za dwa tygodnie. Musimy jak najszybciej się tam dostać, ale nie możemy tam wyjechać bez żadnego przygotowania. Jednak Chejron by nas tam nie puścił jakbyśmy źle walczyli. Zróbcie nam noc treningu to pokażemy co umiemy. A wy - spojrzałam na Atenę i ojca- zamiast się kłócić musicie połączyć siły. Wasze dzieci wyjeżdżają na bardzo niebezpieczną misję. Musicie nas wspierać, a nie drzeć koty. Jedno z nas umrze. Pamiętajcie o tym...
-Ona ma rację- przyznała  w końcu Atena- Dzisiaj możecie pokazac co umiecie, a jutro zwołamy wszystkich bogów i każdy z was da pokaz, tego co mu najlepiej idzie...
-A po jaką cholerę?- zapytał Ares
-A po taką żeby, twoja córka nie wylądowała martwa w rowie, pod czas bitwy- wyjaśniła Atena
-Przestaniecie się kłócić?- zapytał Dionizos znudzony
-Zamknij się pijaku!- syknął Ares- Nikt cię nie pytał o zdanie!
-A może by tak,- powiedział spokojnie Chejron- posłuchać Adary?
-No... ma rację.- westchnęła Atena
-Moja córka zawsze ma rację- wtrącił Ares ale Arena go zignorowala
-... Najlepiej jest pójść na kompromis- zadecydowała bogini mądrości po czym zwróciła się do nas- pokażecie mi i Aresowi, co umiecie, a jutro zwołam bogów.
-Bardzo dobrze- powiedział Chejron- inaczej sobie wyobrażałem tą rozmowę ale trudno. Annabeth, Percy, Oliver, Clarisse, Phil, Adara, pokaże wam miejsce waszego pokazu. Chodźcie...
-Zaraz, zaraz- przerwał Percy-  to ten trening nie odbędzie się na placu albo...
-Nie Jackson- przerwałam mu- może nie zauważyłeś ale po ciemku trening się raczej nie odbędzie. Chyba się domyślam o co chodzi Chejronowi
Spojrzałam na centaura i wskazałam głową podłogę. Pokiwał głową.
Miałam rację. Wiedziałam że idziemy do Sali Bitew.
-Czyli że gdzie idziemy? - zapytała Clarisse nadal niczego nieświadoma
-Zobaczysz, moja droga- Chejron się uśmiechnął i ruszył w stronę drzwi które prowadziły na piętro. Jednak nie wyszliśmy na górę, wręcz przeciwnie- otworzył klapę po której zeszliśmy do podziemi.
W końcu, gdy schody się skończyły, staliśmy w korytarzu na którego końcu były wielkie metalowe drzwi.
-Zapraszam do środka- powiedział Chejron i otworzył drzwi.
Sala Bitew była wielka. Przy metalowych ścianach były drabinki, liny  i ściany wspinaczkowe. A w rogach były nawet drzewa... znaczy coś w in rodzaju, bo ona też były z metalu. Na  suficie były liany ale już nie z metalu tylko normalne. Ściślej mówiąc prawie  wszystko było z metalu, oprócz lian i większości  sprzętu do treningów. Oprócz drzwi przez które weszliśmy były jeszcze para innych drzwi.  Na jednych był gruby napis: SPRZĘT TRENINGOWY, a na drugich nic nie było.
Herosi się rozglądali z szeroko otwartymi oczami
-Tu jest pięknie- powiedziała Annabeth
-Pięknie- przytaknęłam
-I to jak- szepnęła Clarisse
Spojrzałam w bok, na chłopaków ale oni już byli przy stercie najróżniejszych  mieczy
-Ten będzie dla mnie świetny- powiedział Phil
-Według mnie dłuższy będzie lepszy- doradził mu Percy
-A może i masz rację- Phil wziął od niego miecz
-A nie mówiłem- uśmiechnął się Percy- a dla ciebie Oliver, lepszy będzie ten
-Nie ja wole ten- wziął do ręki średniej długości miecz  z dużą klinkom- lepiej mi będzie walczyć.
-Tobie już nic nie pomoże w walce- podeszłam do Olivera- ty po prostu musisz się nauczyć lepiej walczyć.
-A co źle walczę?- zapytał ze wzburzeniem
-Nie, skąd- pokręciłam głową- chodzi o to że nie jesteś ani przewidywalny ani sprytny.
-Nie mów tak do niego!-  Clarisse mną potrząsnęła
-Ej,  siostra spokój! O co ci chodzi?- zapytałam zdziwiona
-Nie mów tak do niego -powtórzyła spokojniej
-Jestem szczera- wzruszyłam ramionami
-To się jeszcze okaże - ponownie odezwał się Oliver. Spojrzałam na niego zdziwiona i... rozbawiona
-Co się jeszcze?- zaśmiałam się - że jesteś gorszy niż mi się wydaje?
-Nie- Oliver podrzucił miecz po czym go złapał
-Zaraz, zaraz- zaśmiałam się-ty mnie wyzywasz na pojedynek?
Pokiwał głową
-Uważaj chłopczyku bo nie chcę ci zrobić krzywdy.- powiedziałam wchodząc na środek Sali. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie protestował- Ale skoro nalegasz...
Westchnęłam i zaatakowałam z zaskoczenia w pasie. Próbował  odbić cięcie ale byłam za szybka.  Cały czas walczyłam szybko i atakowałam, a on się tylko bronił.
-I co?- zapytałam atakując go w okolicach głowy- Dalej chcesz walczyc?
-Jestem zmęczony- powiedział szybko
-To się poddaj - doradziłam  mu, odskakując z drabinek
Nie zdążył nawet odpowiedzieć bo pociągnęłam go za włosy, co oczywiście spowodowało jego upadek na ziemie. Stanęłam nad nim i zagroziłam mieczem. 
-No i? Warto jest zadzierać z Adarą, córką Aresa?- zapytałam wypowiadając swoje imię.
Nie odpowiedział, tylko poszedł, usiąść na materac i rozmasować kark.
-Ktoś jeszcze chce ze mną powalczyć?!- zapytałam głośno, nadal mając w sercu zwycięstwo.- No? KTO?!
Usłyszałam za sobą kroki... najprawdopodobniej Phila
-I mam odpowiedź- szepnęłam odwracając się i od razu atakując jego nogi. Odskoczył.
-Masz rację, Córko Aresa- uśmiechnął się- Ja z tobą chętnie zawalczę... mało tego. Wygram z tobą.
-Przeceniasz swoje  możliwości.- Szłam do przodu, a on się cofał. Na razie nie walczyliśmy... Phil w tym momencie był po prostu głupi. Byłam mimo wszystko zmęczona poprzednią walką i powinien to wykorzysta. Miał w dodatku dłuższy miecz... dopiero po chwili mnie oświecił
-Wiesz dlaczego cię jeszcze nie zaatakowałem?- zapytał
-Bo jesteś  głupi jak osioł.- prychnęłam.- Po prostu jesteś asinus asinorum*
-Nie - zaprzeczył ruchem głowy- chce walczyć sprawiedliwie. Żebyśmy  oboje mieli takie same szanse.
-Zaczynasz mnie wnerwiać tą swoją gadką  szmatką- syknęłam i zaatakowałam mu dłoń. Udało mi się go okaleczyć. Jednak mój rywal nie miał zamiaru się tak łatwo poddać. Pokaleczył moje ramie. Zaczeło się więc spokojnie.
-Naprawdę sądzisz że dwie małe blizny można nazwac  walką?- zapytał się
-Oczywiście że nie- burknęłam. Zaczęliśmy chodzić w kołko, patrząc na siebie- walką nie jest jedna blizna, a ni tysiąc blizn. Walką jest: odwaga, siła i wiara we własne możliwości. A przede wszystkim- stanęłam- wygrana i przegrana.
Zaatakowałam ponownie. Bogowie zaczęli krążyć w okół nas.
Oboje mieliśmy miecze na tym samym poziomie- okolice brzucha i w górę.
Gdy wyczułam że Phil może wygrać wyciągałam swój sztylet.  
Walczyliśmy tak jak nigdy wcześniej. I mi, i mu  strasznie zależało na wygranej.
To nie była walka podobna do tej z Oliverem. Z Philem, oboje używaliśmy drabinek, kozłów do skakania a nawet lian.
Gdy oboje byliśmy już na suficie i skakaliśmy przez liany.
-To uciekasz, tchórzu!- krzyknęłam za nim
-Ja niby uciekam?- zaśmiał się.
-Tak!- wydarłam się za nim. Chciałam żeby uciekł. W tedy bym wygrała według zasady
Wróć z tarczą, lub na tarczy.
A byłam już cholernie zmęczona. A w dodatku moje długie, ciemne włosy zasłaniały twarz.
Ale wrócił, żeby mnie zaatakować. Kopnęłam go w brzuch, a gdy ten chciał zaatakować mnie mieczem, po prostu ucięłam jego linę, rzucając w jego stronę sztylet.
Kamień spadł mi z serca, ale szybko wrócił.Phil nadal się trzymał. Rzucił sie na inna lianę, koło mnie
-Zahamuj dziewczynko- doradził szykując się do ataku. Nie miałam inne wyjścia. Puściłam lianę i spadłam. Ale nic mi się nie stało. Wylądowałam, tak jak chciałam- czyli prosto na nogi.
Phil powtórzył moje ruchy. Znowu staliśmy twarzą w twarz.
-Jesteś zmęczona -szepnął.- Przerwijmy to.
-Nie!
Znowu atak. Wszyscy się na nas patrzyli ze zdziwieniem.
W pewnej chwili, Phil uderzył mnie w ramie, tak że nie dość że upuściłam miecz, to jeszcze upadłam.Ale nawet upadając wiedziałam co robię. Rozłożyłam ręce tak by jedna z nich była zaledwie centymetr od mojego miecza. Teraz to Phil nade mną stał. Klęknął przy mnie, jednak nadal trzymając ostrze swojego miecza przy mojej szyi.
-Byłaś zbyt pewna siebie- powiedział - a teraz? Leżysz tu, bezbronna. Całkowicie zdana na mnie.
-Teraz to ty jesteś zbyt pewien siebie.- syknęłam, ale zmieniłam ton, gdy coś  sobie uświadomiłam- Ty wcale nie chciałeś tego przerwać.  Myślałeś że się zgodzę i upuszczę miecz? Żebyś mnie rozbroił i wygrał.
Uśmiechnął się
-Jesteś bystra- powiedział- i sprytna... ale teraz... wygrałem
-Więc mnie puść
Roześmiał się
-Tak normalnie?
-No a niby jak?
-Podsumujmy: omal mnie nie zabiłaś zrzucając mnie z liany, pięć metrów nad ziemią, przedziurawiłaś mi koszulę, zrobiłaś masę blizn i pyskowałaś. Dalej sądzisz że mam się tak normalnie puścić?
Chciałam już mu chamsko odpowiedziec ale się powstrzymałam. I tak by mnie nie puścił... trzeba to zrobic inaczej.
Patrzyłam mu prosto w oczy. W jego głębokie oczy... a on swoje utkwił w moich, srebrno- mglistych tęczówkach.   
Oboje na siebie patrzyliśmy. Nawet nie drgnęłam, póki lekko nie spuścił ostrza. W tedy szybko zrobiłam ruch. Najpierw kopnęłam go w kostkę a następnie wyciągałam dłoń po miecz
Udało się.
Znowu stałam na równych nogach. Ale nie chciałam już ciągnąc tej walki, więc zaczęłam do niego biec. Gdy już przy nim to wykręciłam jego miecz(szkoda tylko że nie upadł) i gdy już chciałam  zaatakować go w szyję, stało sie coś dziwnego...
Oboje zostaliśmy odepchnięci, od siebie przez jakąś nie widzialna siłę.
Jeszcze przed dwoma sekundami, staliśmy tak blisko siebie, że aż za blisko, ale teraz dzieliły nas z trzy metry.
-Co się stało?- zapytałam szeptem
Chejron do nas podszedł i pomógł nam wstać. Oboje spojrzeliśmy najpierw na siebie, a później  nasze spojrzenia pokierowały się na centaura. Teraz on musiał zdecydować kto z nas wygrał. Ja czy Phil 
Jednak czułam że żadne z nas nie myślało teraz o wygranej. Tylko o tym, co sie stało...

1 komentarz:

  1. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych rozdziałów. ^.^ Uwielbiam, gdy Atena i Ares się kłócą lub walczą ze sobą, a ich teksty w powyższym opowiadaniu dosłownie wywaliły mnie z butów. :D No i czemu Adara i Phil nie mogli skończyć pojedynku?
    Kocham!

    OdpowiedzUsuń