poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział XLI - nic nie ogarniam...-


Spokojnie możecie się mnie pytać , jak się w tedy czułam. Ale ja nie odpowiem.
Tego wieczora miał wrócić Jackson do Obozu. A ja siedziałam , skulona nad brzegiem jeziora. To wszystko mnie przerastało. A zbliżała się wojna. Ćwiczyłam tyle ile mogłam. Nigdy nie byłam tak zdeterminowana jak wówczas.
-Hej.- Koło mnie usiadł nie kto inny jak Phil.
-Cześć.- odparłam , z lekko chrypką. Usiadł koło mnie  i się uśmiechnął.
-Co tam?
-Do dupy.- westchnęłam a on się zaśmiał.- No i z czego się śmiejesz?!
-No… twoja mamuśka mnie nieźle zaskoczyła.
-Jeśli chcesz się ze mnie nabijać , to lepiej spadaj.- warknęłam w odpowiedzi.
-Nie.- odpowiedział spokojnie.- Wiem że jest ci ciężko , wiec w tej chwili chcę się pobawić w Ninę.
-Nie będę ci się wyżalać.
-Niby dlaczego?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Sądziłam ze będzie się droczył , ja wstanę i sobie pójdę a Phil mnie zatrzyma i zacznie cos gadać. A ten się w filozofa bawi.
-Bo nie.
-Odpowiedź godna córki Aresa i Artemidy. Uparta.
-Pfff.- prychnęłam.- Masz coś do mojego ojca?
-Nie. Skoro nie chcesz gadać , to spoko , potem to od ciebie wyciągnę. Ale TERAZ chcę wiedzieć o czym była rozmowa Aresa z tobą , w której ja byłem tematem.
-Krótka wymiana zdań , na twój temat nie robi z ciebie gwiazdy całej rozmowy.
-Yhm , jasne. To o co chodziło.
Westchnęłam. Wiedziałam że mi nie da spokoju.
-Ojciec mi powiedział po tej akcji z matką że mam się trzymać daleko od ‘’ tego blondyna od Apolla’’ ja się zapytałam czy chodzi o ciebie a ojciec potaknął i dodał że już chodziłam z twoim tatą wiec on sobie nie życzy żebym wchodziła w jakiś kazirodczy syf. Nie wiem , o co mu chodziło.
-Może o to , że powinniśmy być razem?
-Raczej że NIE powinniśmy , Wilcox.
-A od kiedy ty słuchasz Aresa , co?
Spojrzałam na niego jadowicie.
-Chcesz się ze mną pokłócić?
-Kłócimy się przez dziesięć lat , uwierz że jedna kłótnia w te czy wewte nie robi mi różnicy.
-Super. Spadam.
-Nie , Adara!- zawołał , chwytając mnie za dłoń.- Zostań.
Usiadłam ponownie.
-Nie chcę ci sprawiać przykrości , -wyjaśnił- ani zaczynać kolejnej bezsensownej sprzeczki. Mam ich dość , ciągniemy to całą dekadę. Nie lepiej zawrzeć pokój?
-Phil… ja jestem córką Aresa. Pokój?
-Tak.
Patrzyłam mu przez chwilę w oczy. Nie kłamał. Mówił prawdę.  Po chwili zrobiłam coś , co mnie samą zaskoczyło. Przytuliłam go.
-To wszystko jest takie trudne…- wyszeptałam .- Przez dziesięć lat żyłam w pewności że jestem pół sierotą. Zawsze chciałam poznać matkę , ale nikomu o tym nie mówiłam. A teraz ona nagle przyszła i wszystko mi zrujnowała. A Artemida miała u mnie ogromny respekt.  Ale jako bogini . Nie matka.
-Spokojnie , Ad…- wyszeptał syn Apolla , obejmując mnie ramieniem.- Artemida ci powiedziała czego jesteś boginią?
Spojrzałam na niego zaskoczona. O co mu chodziło? Po chwili zrozumiałam. Ares był moim ojcem i bogiem. Artemida była moją matką i boginią. A co za tym idzie… ja nie jestem śmiertelniczkom.
-O nie…- zasłoniłam usta dłoniom. –Nie!
-Ad , ty nigdy nie umrzesz , powinnaś się cieszyć…
-Z czego!?- zaprotestowałam.- Phil , ja CHE umrzeć! Mieć trójkę dzieci , psa i śmierć godną córki Aresa! Ja nie chcę żyć na wiecznie…
-Po raz pierwszy słyszę że ktoś chcę umrzeć.
-I bogowie  tak myślą , lecz nic nie mówią.
-Nie wstydzisz się , więc że się wyróżniasz?
-Być sobą , nie przynosi wstydu , Phil. Nie według mniie.                                                                                                                                          Przez chwilę  panowała cisza. Ja patrzyłam na wodę , która powoli płynęła ku moim stopom , a Pil mi się przyglądał. Czułam jego spojrzenie na sobie , aż w końcu nie wytrzymałam i  je odwzajemniłam .                                                                                                                                                                                                                          –Podziwiam cię , Adara.- powiedział .- Ale Ares nic ci nie powiedział?
-Zawsze mi mówił… - przypomniałam sobie , kilka sytuacji. Między innymi trening , gdy to spędziłam u niego z Clar kilka tygodni.- że ja będę lwicą moich rówieśniczek. A wczoraj po rozmowie z tą kobietą …
-To twoja matka…
-Nie Phil.- zaprzeczyłam- ja nie mam matki. MATKA to kobieta która kocha i nie opuści. Ja jestem półsierotą. Z taką myślą się wychowałam i jeden dzień tego nie zmieni. Ale ojciec , po mojej rozmowie z nią , powiedział mi dokładnie tak ‘’Artemida jest Lwicą dla kobiet. A ty dla młodych dziewcząt , które dojrzewają.’’
-No i finito .- klasnął w dłonie- Jesteś boginią dojrzewania .  Patronką swoich rówieśniczek. Miałaś wszystkie problemy związane z tym wiekiem. Miłość , kłótnie z rodzicami i brak jednego domu z nimi , trudności w szkole , gwałt , stratę przyjaciół i rodzeństwa problemy z alkoholem …
-Okazyjnie piję , nie jestem alkoholiczkom…
-Po wizycie twoich rodziców znaleziono cię prawie pijaną , w starej mównicy.
-A przed tym kiedy ostatnio miałam kieliszek w ręce , co!?- zawołałam- Kiedy!? Zaraz po gwałcie? I to ile?! Od razu wzięliście mi kieliszek i wywaliliście za okno.
-Nie masz nałogu. Sam nie jestem lepszy więc…
-..to koniec tematu? Trafiłeś w sedno.- nie miałam zamiaru drążyć tego tematu- Idę do Annabeth.
-Po co?
-Ona jest tą mądrą. Muszę z nią porozmawiać.
Nie odpowiedział , tylko patrzył się przed siebie. Gdy odeszłam parę kroków , na chwilę się zatrzymałam i odwróciłam głowę w jego kierunku.
-Dziękuje .  Za to ze mną porozmawiałeś. Że podszedłeś. Ale nic nie wymuszałeś. Dziękuje , Phil.
‘’Taktyka godna Petera’’ pomyślałam i odeszłam w stronę szóstki. Ale to był fakt… nie spodziewałam się że Phil umie być taki delikatny. Spokojnie porozmawiać . Naprawdę , jeśli Peter mu tego nie zaproponował to zdziwienie na sto procent.  A nawet jeśli , to co? Podszedł. To najważniejsze. Zanim się obejrzałam byłam w domku Ateny. A tam Ann wykonywała jakieś ruchy sztyletem. Ja miałam miecz. Wyciągnęłam go , tak cicho jak mogłam. Annabeth mnie nie zauważyła. Szybkim ruchem odebrałam córce Ateny jej broń . Ona była pewna ze to atak , ale nie dała się zwieść panice. Równocześnie z ułamkiem sekundy , gdy odebrałam jej sztylet ta chwyciła za tarczę i odwracając się , zasłoniła tarczą akurat to miejsce gdzie celowałam.  Punk pierwszy taktyki wojennej- zrobienie z siebie błazna przed przeciwnikiem. On wówczas myśli że jesteś do niczego i cię ignoruje. A w tedy szast prast i go zaskakujesz. Ann widząc że to ja ją zaatakowałam uśmiechnęła się.  Bokiem , ją lekko dźgnęłam , a ona mnie zaskoczyła. Lewą dłoniom , sięgnęła po sztylet. Nie spodziewałam się tego ruchu i po chwili , przestałam czuć jej broń w swojej dłoni. Tak więc szybko , rękojeścią swojego miecza , uderzyłam w tarcze , tak że ta poszybowała do góry i wylądowała , sama nie wiem gdzie. Wykorzystując moment zdezorientowania , chwyciłam za oszczep i zaczęłam walkę na dwa fronty. Nigdy jakoś świetnie mi nie szło z oszczepem. Tego akurat mogę się śmiało uczyć od Petera.
Ale wówczas miałam szczęście. Kolanem wytrąciłam jej sztylet , pchnęłam córkę Ateny na regał. Ona po paru sekundach leżała już na podłodze. Oszczep trzymałam przy jej  tchawicy , a miecz trzymałam w pogotowiu , jakby zachciało jej się jeszcze walki. Ale ostre zakończenie miałam u góry. Czemu? A dlatego , bo tępą końcówka mocno wbijała się w szyję blondynki.
-Poddaje się.- wychrypiała. A te słowa były tym samym co na polu bitwy śmierć. Więc teoretycznie ją zabiłam.- I ty jeszcze gadasz że do formy nie doszłaś.
Uśmiechnęłam się i pomogłam jej wstać.
-Jestem najwyraźniej ambitniejsza od ciebie.- jednak spojrzała na mnie takim wzrokiem że po lekkim wyszczerzeniu zębów zmieniłam temat- Ann , mam pytanie.
-Yhm…
-Pamiętasz ostatnie dwa wersy naszej misji na wyspach?- zapytałam- Te o Córce bogów…
-Nareszcie.- Annabeth uśmiechnęła się szeroko.
-Co ‘nareszcie’?
-Wszyscy zapomnieli o tej przepowiedni. Córka bogów…
-Wiem że to nie muszę być ja.- wtrąciłam się niekulturalnie. Jak zawsze.- To może być równie dobrze woja matka…
-Albo twoja…
-Nie mam matki.- odparłam spokojnie.
-No ale Artemidę tak nazwałaś.
-Zabolało ją.- w moim głosie można było usłyszeć zadowolenie.- Ale nie o to chodzi.
-Wiem.- zapewniła mnie Ann- Ale jestem stu procentowo pewna że  chodzi o ciebie , Ad.
-To mnie cholernie pocieszyłaś.- warknęłam.- Ale nie ogarniam o co chodzi z tym :córka bogów  umrze i odrodzi się jednak. Bo to z tymi przepowiedniami już się spełniło.
-Masz rację.- potaknęła- stara przepowiednia jeszcze się do końca nie spełniła… chociaż…
-Co?
-No cóż… może chodzi o twoją przemianę po gwałcie?
-Hę?- zapytałam tępo.                                                                                                                                            
-No bo po gwałcie umarła pewna część ciebie. Zniknęła pewna siebie , pyskata córka Aresa która nigdy nie spudłowała w łucznictwie. Byłaś przestraszona i zamknięta w sobie. Ale odrodziłaś się . Powróciła dawna ty. Może o to chodzi…
-No nie wiem. Ale obyś miała rację.-westchnęłam –Okej idę do Niny.
-Może tobie się uda z nią porozmawiać.- rzuciła Ann , biorąc do ręki jakąś grubą książkę.
-Jak zawsze.
-Ale teraz ma wściekliznę i cała dwójka jest przewrócona do góry nogami. Od wczoraj.
-Ale że co się stało?- Nina była dość nerwowa i jak sami zauważyliście , cholerna panikara z niej ale taka wścieklizna? To ja jestem w tej przyjaźni od tego…
-Nie słyszałaś?- zdziwiła się.
-O czym!?
-No… Nina i Peter nie są już razem. Zerwali ze sobą.
-CO?!
Ale jak to!? To była najwspanialsza para Obozu. Peter i Nina… na bogów…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz