wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział XXXV - to i owo -


Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Z jednej strony bardzo chciałam przestać kochać Phila. To nie była prawdziwa miłość. Phil szybko odnalazł się w ramionach córki Hekate. Cassandry.
-On jej nie kocha- uznała Nina , patrząc na chodzącą parę.
-Czemu tak myślisz?- zapytałam wysypując sobie piasek z tramków. Wiecie.. zima była a  temperatura 25 stopni celcjusza. Dziwne bo ostatnie zimy były okropnie zimne.  Bogowie się denerwują… raz jest śnieżyca , raz ulewa a raz upał.
-Męskie ego-wzruszyła ramionami.-On. Jej. Nie . Kocha.
-Nie zgadzam się-odparłam-są piękną parą. Cassidy jest śliczna. Oni do siebie pasują.
-Już raz ci udowodniłam że ja się nigdy nie myle.
-Tak. Na teście z angielskiego…
***
Zabrałam zamach , który mógłby nawet pozbawić głowy , dziewczyny w czerwonym kasku. Ona , się uchyliła i mnie odepchnęła do tyłu. Cofnęłam się o około trzy kroki , i tym razem to ona się zamachnęła , a ja odchyliłam głowę i zrobiłam piruet z wyprostowaną ręką  i mieczem na wysokości głowy. Ona wówczas , szybkim ruchem poraziła mnie prądem ze swojej włóczni. Zgięłam się w pół czując jak potworny ból przenika moje ciało.  Ona wykorzystała moment mojej słabości , powalając mnie na ziemie. Zrobiłam wielkie oczy , widząc jak próbuje wbić we mnie swój … można by to nazwać dłuuugim sztyletem.  Przeturlałam się szybko , na bok aby we mnie nie trafiła , po czym , swoim mieczem zraniłam ją w rękę , co umożliwiło jej wstanie i wyrównanie walki. Jednak już nic się nie dało zrobić. Po chwili straciłam miecz , a moja przeciwniczka przykładała mi swój do mojej tchawicy. Drugą ręka natomiast mnie dusiła , a mój miecz był gdzieś hen daleko stąd.
-Poddaje się.
Wówczas mnie puściła. Z jednej strony mogłam spróbować , odebrać jej miecz , ale już nie miałam siły.
-Dawniej byłaś lepsza-  stwierdziła Clarisse , zdejmując hełm z głowy.
-Miałam  zbyt długą przerwę – odpowiedziałam , patrząc jak moja siostra oblewa się wodą- Clarisse , proszę potrenujmy jeszcze…
-Zwariowałaś? Ćwiczymy trzy godziny bez przerwy. Musimy odpocząć. OBIE.
Patrzyłam na nią z prośbą w oczach. , odchylając lekko głowę na bok. Wojna się zbliżała a ja musiałam wrócić do formy.  Z łucznictwem nic się nie zmieniłam. Nadal byłam po prostu świetna. Ale z walką wręcz było inaczej. Nie byłam jakaś beznadziejna , ale dawniej byłam o wiele lepsza. Ale Clarisse wyglądała na zmęczoną , a za godzinę miała mieć jeszcze trening z  Abi i Cassandrą.
-Niech ci będzie- westchnęłam i usiadłam koło niej.
-Ale masz rację. Jak najwięcej treningu. Mogą nas wysłać na tą Filadelfie. ..
-Oby-przerwałam jej- Bo jak nie , to całkiem zejdę z formy. A na kolejnym treningu u ojca to mi nie zależy.
Clarisse wylała na siebie kolejna butelkę.
-A weź mi kurde nie przypominaj.- poprosiła.-Nigdy więcej. Koszmar nad koszmary. Godzinę biegałyśmy ciągle , szermierka bez przerwy przez kilka godzin… KOSZMAR.
-Miałaś nie przypominać- odparłam- nikt nigdy tak a mnie nie wrzeszczał.
-I nie groził-wymamrotała Clarisse-Już go nie umiem pokochać…
Przytuliłam ją.
-Ja mam tylko ciebie Adara. Tam jeszcze Ninę , ale to nie jest to samo co siostra…
-Hej.-podeszła do nas Amber. Taa.. TA Amber z internatu przez którą zrobiłam z siebie debilkę przed Zeusem  i Posejdonem. Ona jest.. brrr.., córką Aresa. Niedawno wróciła z treningu u ojca. Tępa , plastikowa lala i tyle. Nie cierpię jej- Może byście tak przestały się rozczulać nad swoim nieudanym życiem i zajęły się mną?
Spojrzałam na nią , jak na sarnę którą wczoraj upolowałam. Wstałam i wyjęłam miecz
-Powtórz co powiedziałaś , głupia…
-Witaj Adaro , Clarisse- podszedł do nas  Peter. Zdziwiło  mnie to że trzymał łuk. No cóż.. Peter jest na serio dobry w walce wręcz i rzucaniu nożami ale łuk? Hahahahaha , no chyba nie.-I Amber. Adara mam sprawę…
Imię tej żmii wymówił niechętnie. Uśmiechnęłam się lekko słysząc to. Wiecznie milczący i neutralny Peter-nie lubił Amber. Lubię to.
-Mów.
-Chcę potrenować – pokazał głowa na łuk- pomożesz , miśku?
-Jasne- odparłam wstając. –Tylko skoczę do piątki po mój łuk.
-Szykuj się na katusze , nauczania przez moja siostrę- mruknęła Clar
-Zgłoszę się do opieki społecznej- odparł Peter
-Cicho , bo będziesz biegał!- zawołałam
-No już się zaczyna…
-A idź!- opieprzyłam siostrę i popchnęłam Petera w stronę szczelnicy  Sama poszłam do mojego domku po łuk. Gdy już z niego wychodziłam i chciałam wracać do Petera idąc skrótem , natknęłam się na… no właśnie.
Cassandra opierała się o ścianę domku a Phil stał naprzeciwko jej i … ją całował. Nie powiem- zabolało.
Idealnie pamiętam tą chwilę. Jaką miałam pozycję? Wyprostowana , dłoń trzymana na rogu domku na wysokości głowy . Mina? Usta otwarte… wyraz twarzy? Usta lekko otwarte. Oczy szerokie. A w nich ból.
Szybko schowałam się za rogiem i oparłam plecami o ścianę. Powoli , ocierając się plecami o ścianę usiadłam na trawie.
On ja całował… a ja robiłam dobrą minę do złej gry , oto jaka jest prawda…
Po policzku popłynęła mi łza , której bardzo chciałam uniknąć. To bolało.
Niestety…
***

-Wyżej cięciwa- powiedziałam pustym wzrokiem. - Mocniej dopnij strzałę. Puść.
Trafił około 6/7 centymetrów od głównego punktu
-Adara , co się dzieje?-zapytał Peter , opuszczając rękę z łukie
-Hmmm? Nic sie nie dzieje.
-Adara- powtórzył moje imię. Usiadłam na trawie i wpatrywałam się w moje trampki
-Boli , trochę.
Usiadł koło mnie.
-Jestem pierwszej osobą której o tym mówisz?
Pokiwałam głową.
-Do Niny nie pójdę. Ona i temat Phila... nie. Wiem że chcę dobrze... ale nie umiem o tym rozmawiać.
-Nie będę alegał-odparł.
-Wiem- wyszeptałam- swoją drogą to dziwne. Z jednej strony mi nie zależy a z drugiej zabiłabym tą córeczke Hekate.
Przytulił mnie.
''Pocieszając , przyjaciel nie mówi nic , 
bo słowami i tak nic nie zdziałasz. Dziel z nim swój smutek w ciszy. 
Swoją obecnością wyrażasz wiecej niż tysiąc słów''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz