piątek, 1 marca 2013

Rozdział XXII

Przez tydzień z nim nie gadałam. Z Philem , znaczy. Ale przez ten tydzień duuużo się zmieniło. Nie pisałam , bo miałam mało czasu , ale trafiliśmy do internatu. Ja , Nina , Peter i Phil. Spoko że... spotkałam tam swojego eksa. Nathaniela Foxa , syna Ateny. Tak wiem : Córka Aresa i syn Ateny? Co to jest?!

No ale było spoko. Fajny był , ale po prostu nam nie wyszło. Tyle że on w przeciwieństwie do Apolla nie bije drzwiami i oknami , abym do niego wróciła.
Nauczycielka anglika i dyrka są heroskami... nienawidzą bogów , widać to po nich. Na angielskim mam z tym babsztylem problemy. Teraz jest o antyku a i tak ledwie mam dostateczne (z matmy to całkowita katastrofa). Ale jest jeszcze jedna żmija... Amber Goote, jakaś idiotka , wybrała sobie za cel , jeżdżenie po mnie. Eh... ale ona jest chyba herosem... czuję to.
Dzisiaj wstałam rano, jeszcze przed świtem. Ubrałam się w podarte dżinsy, bluzę z kapturem i stare buty pamiętające wiele misji. Jak najbardziej chciałam ukryć siebie. Zmieniłam przecież otoczenia, czas zmienić siebie samą. Zrobiłam lekki makijaż, założyłam kaptur i poszłam pobiegać.
Powietrze było rześkie, cudownie pachniało przekwitającymi kwiatami, a ja? Czułam się idealnie. Nadzieja, na zapomnienie o wszystkich kłopotach wydawała się taka realna...
Niestety oczywiście musiałam coś popsuć. Kiedy wróciłam do internatu, było tam jakoś cicho. Nie spotkałam na korytarzu żadnych dziewczyn plotkujących o najnowszych trendach, ani chłopaków grających w nogę.
Weszłam do mojego pokoju, który dzieliłam z Niną. Moja kołdra o dziwo była idealnie ułożona, a na kocyku leżała kartka:
Nie wiem gdzie jesteś, ale radzę się pospieszyć bo spóźnisz się na lekcję.
Nina.
No super! Godzinę temu zaczęłam lekcje!
Najszybciej jak potrafiłam wybiegłam z pokoju i pognałam w stronę klas. Po kilkudziesięciu sekundach wparowałam na lekcję chemii.
O dziwo nie dostałam wielkiego ochrzanu od chemiczki, która kazała mi jedynie usiąść na miejsce i za karę zrobić wypracowanie o zastosowaniu kwasu azotowego w codziennym życiu...
- Gdzie byłaś – dopytywała się Nina, gdy tylko zajęłam miejsce między nią i o zgrozo, Philem.
- Poszłam pobiegać, nie mogę stracić kondycji jeżeli chcę dostać się na misję w następne wakacje – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Nina tylko się uśmiechnęła i dolała jakiejś fioletowej substancji do miseczki. Szczerze nie wiedziałam co mam robić. Każdy był z kimś w parze, nawet Nina znalazła sobie jakąś rudą dziewczynę i śmiejąc się tworzyły, któryś z wodorotlenków.
- Adaro, proszę dołącz do Phila i Peter’ a – krzyknęła nauczycielka spod tablicy – chłopacy wytłumaczą Ci o co chodzi w waszym zadaniu.
Z zaciśniętymi ustami odwróciłam się do Phila, który mrugnął do mnie okiem i zaczął mówić:
- Tworzymy substancję złożoną z kilku kwasów. Lepiej ubierz sobie rękawice złotko, nie chcemy chyba zniszczyć tych gładziutkich raczek.
Powoli miałam go dość. Facet nie wie gdzie jest umiar, lecz i tak wolałam założyć te cholerne rękawice. Jednak za nic na świecie nie będę pracowała przy żrących substancja z nim! Nie pozwolę się zabić w tak młodym wieku.
- Okey wy róbcie to tam sobie robicie ja po nadzoruję... – powiedziałam lekko śpiącym głosem.
Po rannym bieganiu byłam lekko zmęczona. Jednak człowiek odzwyczaja się treningów nawet po tygodniu...
- Tak, tak ślicznotko na to nie licz – powiedział szyderczo Phil.
- Nie jestem TWOJĄ ślicznotką, głupku - warknęłam.
-Jeszcze nie, jeszcze... – mruknął, śmiejąc się chytrze.
Gdyby nie ukochany dzwonek chyba wyjęłabym sztylet z buta i zadźgałabym go na śmierć.. taką bardzo długą i męczącą śmierć.
Wyszłam z Sali, jedząc kanapkę Niny. Bez śniadania, po długim bieganiu i wkurzającym zachowaniu współpartnera byłam nieźle głodna.
Niespodziewanie jednak wpadłam na kogoś. Omal go nie przewracając. Chłopak miał dość ciemne, blond włosy, piękne niebieskie oczy i zgrabne usta, usta które niestety wszędzie poznam.
- Apollo? – zapytała zdziwiona.
- Tata? – usłyszałam za sobą głos Phila.
- Adaro... – szepnął bóg po czym mnie... pocałował.
Nie chciałam tego, ale trudno. Zatopiłam się w jego ustach. Zawsze tak na mnie działał. Wtedy nie liczyło się, czy jego syn za mną stoi, czy to, że go nienawidzę.
Ja, on i jego usta, które w cudowny sposób pieściły moje.
A na koniec... Phil który uderzył ojca.
-Co ty robisz!- wrzasnęłam na Phila
-To co widzisz! Niby taka niedostępna jesteś a wymieniasz sie z nim śliną na środku korytarza! Kim on niby dla ciebie jest , co?!
-Moim chłopakiem!- wrzasnęłam
-Serio?- zapytał Apollo'
-Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz